na dzisiejszym kazaniu. Sprowadzony do: musisz, baranie, oberwać krzyżem po... krzyżu :P, bo jesteś grzesznikiem i Pan Bóg dopuszcza na ciebie konsekwencje twoich grzechów, żebyś się, gnido jedna, nawrócił. Amen.
Problem w tym, że takie myślenie nie dopuszcza istnienia cierpień niezawinionych. Cierpisz? Znaczy narozrabiałeś, wina na pewno jest po twojej stronie. Oberwałeś? To teraz dobrze się zastanów za co, i nie śmiej mi tu pi***ć, że to wina kogokolwiek innego poza tobą. To _ty_ zawsze jesteś winien swojego krzyża... hm, w sumie wygodne. Nigdy mi przynajmniej nie powiesz, że winny twojego krzyża mogę być ja. :P
Myślę, że taka logika leży o pół kroku od herezji. W końcu sprowadza krzyż do narzędzia kary za grzechy.
...stroma ścieżka, droga wąska,
cholernie wysoka i chybotliwa drabina Jakuba,
łoże miłości, gdzie Poślubił mnie, tia, płacąc Swoją Krwią za moją czystość. Bo to powinna być moja krew, wiem.
To wcale nie jest tak, że ja wchodzę w Jego Krzyż, że ja się łączę z Jego Krzyżem, kiedy cierpię. Jest dokładnie na odwrót. Ja cierpię, bo jestem człowiekiem, co gorsza babą, bo taki jest ten piii***ny ludzki los. W tym sensie jest konsekwencją grzechu, że konsekwencją Edenu, upadku - wcale niekoniecznie musi to być mój osobisty grzech...
I teraz - właśnie - dokładnie na odwrót. On Wchodzi na Krzyż i zmienia porządek świata.
To On Wchodzi w moje cierpienie, On Włącza się w mój ból. I generalnie chodzi o to, że chociaż węże na tej pustyni gryzą dalej jak gryzły, chociaż pustynia pozostaje pustynią, chociaż boli jak bolało, to ja nie umieram.
Nie, nie wiem, czy warto. Może łatwiej by było jednak umrzeć od tego jadu. :P
...podpora wszechświata, kościec ziemi...
Ratzinger gdzieś pisał, że świat astronomicznie wpisany jest w kształt krzyża. Istnienie jest liturgią.
...w jego korzenie wrastam,
z jego kwiatów żyję. Wiem.
O odpoczywaniu i rozkoszach nic mi nie wiadomo :P.
6.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz