tia i co z tego. gorzko brzmi to zestawienie z "nawet wichry i jezioro są posłuszne".
Wiatr w swoim posłuszeństwie :P poprzestawiał mi kwiatki na balkonie wczoraj, znowu muszę sprzątać. Tia, myślę, że to może być kara. I ten wirus, i ta pogoda, i to wszystko. Bo jeśli nie kara, to co? Błogosławieństwo? :P
Ciekawie współbrzmi (może: roz-brzmi) ten dzisiejszy Amos z wypowiedziami niektórych wielkich i ważnych, że nienie, żadna tam kara (w domyśle: i możemy dalej robić co chcemy. My, wielcy, nieskalani, stojący ponad prawem, kto nas osądzi, mogą nam nadmuchać).
A wichry i jezioro są posłuszne, tia.
Zaczynam dzień. Wio.
po południu
mam dość :P. Mama w ogrodzie jest jak szkudna koza :P. Ona chce coś robić. Dobra. Tu możesz plewić i wyrwij zeszłoroczną pietruszkę. 45 minut potem: zrób sobie przerwę, proszę. 15 minut potem: naprawdę cię proszę, zrób sobie przerwę. Wyszła z pietruszki, łazi. To może ona tu kompost rozgarnie. Mamo, zostaw, odpocznij. To może ona obetnie przekwitnięty szczypiorek. Ale co ci przeszkadza, usiądź, odpocznij. Łazi. To może... A czemu tą bazylię posadziłaś między rządkami pietruszki? Bo tak. To ja może aksamitki popikuję? Mamo, zostaw. I tak łazi i wyraźnie szuka guza. Za kilka minut słyszę: chyba coś ci wyrwałam. Podnoszę głowę znad plewionej grządki. Tak, właśnie wyrwałaś mi rukolę. Mało razy cię prosiłam, żebyś sobie usiadła i odpoczęła?
Rukola zostaje pospiesznie wsadzona w poprzednią dziurę, żeby nie było widać, oczywiście zdycha. :P Mama wraca do wyrywania pietruszki. Godzinę później: idź sobie odpocznij. To ja może szyszki pograbię....
Chyba ją zacznę wynajmować sąsiadom do koszenia trawników. :P Niespożyta jest, niezmordowana, robi trzy razy więcej niż ja, żadnego zmęczenia po niej nie widać, i zawsze w jakąś szkodę po drodze mi wlezie. Bo ona _musi_ jeszcze tu wyrwać, tu wyrównać, tu rozgrzebać...
Naprawdę, mam dość. Tak wiem, mój ogród nie jest w jej stylu, ona by pod kątem prostym, równe rządeczki, jak pietruszka to pietruszka, jak bazylia to bazylia, w drugim równym rządeczku, rukola won, bo wygląda jak chwast. U mnie rośnie wszystko na kupie, jak mu pasuje, jedno wali się na drugie, wszystko pomieszane, krzywo, bez odstępów. Mama wyraźnie cierpi, że nie pozwalam jej tego naprawić. :P Rukolę, btw, wyrwała mi też w zeszłym roku, bo też wyglądała jak chwast - patrzcie, rok minął, a rukola dalej wygląda jak chwast, nic się nie zmieniła na lepsze....
Tak wiem, to duperele są, a ja zwyczajnie nie mam siły ani motywacji. A mamuśka przyszła do domu i jeszcze tu poleci i tam, bodaj czy nie na wieczorną mszę, potem jutro na poranną też zechce... nie chce mi się z nią iść. Raz że mam marną motywację wracania do kościoła, dwa że zmęczona i rozżalona nieludzko jestem, trzy że jak zacznę z nią chodzić, to ona poczuje, że chodzenie do kościoła ma usankcjonowane i zacznie latać co dzień, i będzie latać aż albo wirusa przyniesie, albo złodzieja przyprowadzi, jak ostatnio.
D* i ku* nie powinny chodzić do kościołów, prawda? Przecież chodzą i tak tylko po to, żeby któregoś uwieść i zaciągnąć do łóżka. One nic innego nigdy nie mają na myśli.
To po co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz