poniedziałek, 8 czerwca 2020

dalej mnie męczy

to ciało :P. Kiedyś Ci powiem, jak bardzo go nienawidzę. :P Dziś, niezależnie od całej reszty cielesnych rozkoszy :P, wszystko mi leci z rąk.

Byłam na konsultacjach, na których nikt mnie nie zaszczycił, więc posiedziałam godzinkę w szkolnych papirach. Potem zakupy. Upiekłam ciasto drożdżowe, za którym tęskniłam od świąt. Posiedziałam na klasrumie. I wieczór.

Podobno był przeciek poleceń maturalnych z polskiego.

Podobno dziś 600 nowych zakażeń wiadomym wirusem. Podobno lekarze mówią, że to skutek ludzkiej niefrasobliwości. Na przykład tej, którą oglądam codziennie. Mam wrażenie, że niefrasobliwość jest odmianą sławnego komunikatu z czasów Czernobyla, że przecież nic nie było i ciągle się zmniejsza. I że ma jakiś tajemny związek z wyborami. :P Jak miną wybory, ogłoszą nagle, że mamy druga falę zachorowań...
Smutne, że traktuje się ludzi jak mięso armatnie, mogą wyzdychać, byleby wcześniej zagłosowali. Zresztą wcale nie tylko w polityce to widzę. Niestety.

Zmagam się z trzecią pompejanką. Tia wiem, będę je odmawiać latami. Czasem myślę, że to jedyna bezpieczna pozycja dla baby w Kościele: ostatecznie módl się, skoro już jesteś, ale ma cię nie być ani widać, ani słychać. :P To się modlę i w oczy nie włażę. :P Wygląda na to, że nikomu w Kościele mnie nie brakuje...
Też smutne.
Myślę o ludziach, którzy uważają, że nikomu w Kościele ich nie brakuje, a nikt z Kościoła nie pokazuje im, że jest inaczej. 

Jeszcze 3 dychy różańca dziś, nieszpory, kompleta. Wio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz