spring bucket list

spring bucket list

piątek, 11 kwietnia 2025

a dziś leje

 dlatego słucham deszczu. 



Poza tym położyłam u mamy dywany, które właśnie wróciły z prania, odhaczyłam rekolekcyjną spowiedź bez refleksji i komentarzy (może i lepiej, że zamiast piii*ć głupoty skupiają się na dokładnym wypowiedzeniu formuły rozgrzeszenia?), jutro chyba pomyję u mamy okna - a potem jeszcze do obrobienia cmentarz, na którym nie byłam od Bożego Narodzenia i jeszcze poinsecje leżą. Wolałabym, żeby było ciepło i nie padał deszcz, ale nie wiem, czy da się to zorganizować. 

Tymczasem ziele w doniczkach rośnie i zakwita. 

wczoraj


i dziś.

Na ogród pewnie wyjedzie dopiero po świętach.

W ogóle to (jak zwykle) chciałabym, żeby doba była ze 3 razy dłuższa. 

1170.

czwartek, 10 kwietnia 2025

kwiaty czy śnieg?

 

czy oba?



Chwilami była prawdziwa śnieżyca. A ziąb taki, że naprawdę nie wypada. :P


Załatwiłam rezygnację ze starego internetu, nie do końca przekonana, że naprawdę nie będę tego żałować :P - i wiecie co? Przy okazji znalazłam najlepszy sposób na zatruwających życie interesantów. Należy po prostu założyć biuro na wysokim piętrze i wyłączyć windę. :P Po pokonaniu schodów byłam jedynym interesantem na tą całą armię nudzących się na wysokościach pracowników. 

A mama wymyśla coraz to nowe miejsca, które jeszcze należy posprzątać. Bez ładu i składu, bo dół już był czysty, teraz przy pucowaniu góry znowu kapie/prószy się i dół trzeba sprzątać kolejny raz... 

Z pomysłów na Wielki Post i inne hm czasy zakazane: a gdyby zrobić tak, że wcale nie odmawiam sobie przyjemności, ale równocześnie ich cenę (czyli drugie tyle) przeznaczam na pomoc komuś? A jeśli sobie już czegoś odmawiam, to wrzucam do skarbonki równowartość tego? Może wtedy okazałoby się, że jednak warto sobie czegoś odmówić? :P Bo to się kalkuluje? :P

1169.

środa, 9 kwietnia 2025

po pracy

 do wieczora sprzątałam u mamy i w zasadzie to zostały już tylko okna do umycia, ale naprawdę musi zrobić się cieplej. Jak czytam na komunikatach, że jutro zimniej niż dziś, to ciężko mi to sobie wyobrazić. Dziś mi było stanowczo za zimno, na przykład. 

Tak czy siak, zadanie o porządkach odrobiłam solidnie. 

Nigdzie nie było powiedziane, że te porządki mają być we własnym domu.

BTW, nie mam siły na sprzątanie u siebie. I nie posprzątam, najwyżej nie Zmartwychwstaniesz z tego powodu. :P


A na stole rośnie.

wczoraj

i dziś.

1168.

wtorek, 8 kwietnia 2025

żeby nie było

 że szukanie ptasich gniazd to jakiś hardkor dla miłośników surwiwalu i bywalców leśnej głuszy:


No, to znalazłam.

Tu jest:


:)))


Poza tym przyznaję się bez bicia, że dziś zasnęłam na szkolnych rekolekcjach i nie mam pojęcia, o czym było kazanie. :P 

A po pracy dzielnie sprzątam u mamy, zostały mi głównie podłogi i okna. Ale z oknami trzeba poczekać na ciut cieplejszą pogodę. 

Poza tym zbieram się do okołoświątecznego odpisania na przemiły stosik listów, więc drżyjcie :). 

1167.

poniedziałek, 7 kwietnia 2025

no i piszę palcem po (światło)wodzie

 :P a nawet dwoma palcami, bo tak właśnie piszę. Dawne przyzwyczajenie z czasów pisania na przedwojennej maszynie do pisania marki Mercedes - waliło się z całej siły, więc tylko dwa palce dawały jako tako radę. Na tej maszynie, obecnie chyba jest w muzeum, pisałam jeszcze swoją pracę licencjacką...

No a teraz piszę dwoma palcami po światłowodzie. Patrzcie państwo.

Do tego załatwiłam przecięcie kłódki w piwnicy, kupno nowej, dorobienie kluczy do kompletu, skompletowanie - i wreszcie wyniosłam do piwnicy cały koszyk pustych słoików i zjadłam kanapkę z dżemem. :) I mam szczerą nadzieję, że to już koniec moich utarczek z szeroko pojętymi fachowcami od czegokolwiek.

A święty Antoni ma na razie u mnie przechlapane.

Z rzeczy radośniejszych - porównajcie:

wczoraj

i dziś.

Tyle uschło i wyrosło przez jedną dobę.

A ja też czekam na wiosnę. 

1166.

niedziela, 6 kwietnia 2025

na całej połaci

 śnieg...


aż szkoda wczorajszej wiosny.

W paczce były maki, paprocie i sasanki. Z powodu nawrotu zimy wylądowały w domu.


Jak zaczną wykazywać cechy życia, a wiosna powróci, wylądują na ogrodzie.

Tymczasem - pełna tęsknoty za utraconą wiosną - dożywiam się rzodkiewką.




A klucza od piwnicy dalej nie ma, a mną miotają resztki hormonów i rozwala mi to totalnie psychikę - Boże, miej litość nad rozchwianymi emocjonalnie babami... 

1165.

sobota, 5 kwietnia 2025

klucz się nie znalazł

 proszę świętego Antoniego - za to wiem już, kogo mogę prosić o zdemolowanie kłódki. I w poniedziałek-wtorek poproszę, bo brakuje mi już soków i dżemików w domu.

Dziś miałam tak nadziany dzień, że nadzienie wylewało się z opakowania 24 godzin. Posprzątałam pół swojej łazienki (potem weszła mama i odwołała mnie do czegoś innego), puściłam dwa prania, wyniosłam dwie siaty książek do bukkrosingu, zrobiłam zakupy (przy czym zrobiłam listę zakupów, po czym ją zgubiłam i zrobiłam jeszcze raz), kupiłam nowy komplet tabletek na opryszczkę pyska, pobiegłam na ogród z nieśmiałą nadzieją, że znajdę w domku klucz od piwnicy (nie znalazłam) (BTW mama znalazła swoje nabożnościowe paramenty w pudle z lekarstwami), przekopałam pół kolejnej grządki, przesadziłam mamie trzy doniczkowe kwiatki, odebrałam jeden rozpaczliwy telefon, zaniosłam dwie paczki maminych pieluch pewnej potrzebującej pani, potem odebrałam drugi rozpaczliwy telefon, posprzątałam pół dużego pokoju u mamy, u siebie tylko przeleciałam odkurzaczem, a na koniec odebrałam paczkę z paprociami (podobno - nie wiem, nie miałam już siły jej otwierać, rzuciłam na balkon i tak leży). Do tego kilka razy padał dziś śnieg, a raz zdarzyła się prawdziwa śnieżna zadymka. 

Dobrze, że nie zdążyłam uprać zimowej kurtki i czapki.

1164.

PS. kilka zdjęć:







piątek, 4 kwietnia 2025

łots nekst?

 i czy za każdym razem i o wszystko naprawdę muszę Ci robić awanturę? Naprawdę?

Jak się (na piśmie) poawanturowałam, to hydraulik przyszedł i zimna woda (razem z ciepłą) w kranie jest. Za to panowie, którzy mieli mi robić internet, zadzwonili, że dziś nie przyjdą, może uda się w poniedziałek. Do tego nie możemy znaleźć klucza od piwnicy. A żeby było śmieszniej, mama nie może też znaleźć składników ikonostasu ze swojego biurka (miała tam cały rządek świętych obrazków - zdjęła je, jak zaczęło się kurzyć, i nigdzie, ale to nigdzie ich nie ma. Może są razem z kluczem od piwnicy?). Za to u siebie w mieszkaniu, w swojej szufladzie znalazłam nie wiem jakim cudem pudełko z koralami mojej mamy. Przyniosła je nie wiem kiedy i nic mi nie mówiąc. Hm, gdzie mogła zanieść te inne zgubione rzeczy?

Do tego znowu mam dwa nowe syfy. A już kilka dni nie miałam. 

Marzy mi się trzaśnięcie drzwiami i dziesięciodniowy łikend. Ale bez wpuszczania kogokolwiek, rozmawiania z kimkolwiek, widzenia kogokolwiek, zajmowania się jakimikolwiek sprawami. A fachowcom wszelkiej maści za przekroczenie progów domu mego - śmierć. :P


PS. A co mi tam. Święty Antoni, znajdź proszę klucz od mojej piwnicy i obrazki mamy, nie bądź wiśnia ani łoś. Dziękuję. Uprzedzam, że o wynikach znajdowania lub nie :P  będę informowała publicznie na blogu, więc wiesz, lepiej niech się znajdą. :P

1163.

czwartek, 3 kwietnia 2025

zawerencje

 tak się na to kiedyś mówiło. Teraz mówi się: zawracanie dupy. 

Okazało się, że w umywalce w łazience nie leci z kranu zimna woda (wężyk się zapchał?), tylko sama ciepła, więc zadzwonione do hydraulika jest i może kiedyś jeszcze przyjdzie. :P Wiesz, naprawdę. Raz jeden Byś Mógł Ty Się czymś zająć, a nie tylko ja i ja. Tia wiem, Boisz Się, że moja mama podsumuje, że wszystko, co Zrobiłeś, jest do d. No ale naprawdę, jeden raz Byś Mógł. 

Oczywiście prysznic dalej do niczego się nie nadaje i trzeba myć się w plastikowej misce. 

Fachowiec od internetu dzwonił akurat wtedy, kiedy usiłowałam udobruchać mamę obrażoną na cały świat i pół kosmosu, co i tak mi nie wyszło, a telefonu nie odebrałam. Oddzwonić się nie da, bo odzywa się miły głosik pani oświadczającej po angielsku, że pejdż error. Cokolwiek to znaczy w telefonii.

Do tego wszystkiego jeszcze praca, matury próbne, inne cuda-wianki. I gdyby nie ogród, to bym trzasnęła drzwiami i poszła w cholerę. A tak to trzaskam drzwiami i idę na ogród.





W tym roku na ogrodzie dzielnie asystują mi mazurki. Może wprowadzą się do jednej z budek?




Na razie w jednej budce mam modraszki, a koło drugiej kręcą się bogatki. Modraszki próbują bogatki odganiać. No ale może się to całe towarzystwo z czasem dogada jakoś.

A ja kopię, sprzątam, plewię.



A wiosna na razie w natarciu.





A mirabelki kwitną.

1162.

środa, 2 kwietnia 2025

nie chce mi się pisać

 latam od pracy do mamy, czasem zahaczając o ogród. 



Na razie posiałam. 

A mama jest tak potworną marudą, że mam ochotę na ogrodzie zostać i do domu nie wracać. Zrobiłam jej krzywdę tym remontem, jest do dupy, wanna była lepsza, w tym prysznicu to w ogóle się umyć nie można. Wyrodna córka, idiotka, kretynka, na złość jej wywaliłam tą wannę, z okrucieństwa i podłości. I wszystko jest źle, woda się leje, uchwyt na ścianie w złym miejscu, podłoga śliska, drzwi powinny przylegać do podłogi, woda powinna stać kałużą na podłodze jak w wannie, a najlepiej, żeby mama mogła się wymoczyć, ale żeby (głęboka) woda była na podłodze i się nie wylewała. :P  No cóż.  

Ze spraw niewannowych - mamie właśnie skończyła się umowa na telefon, a nowych umów bez interneta i tańszych niż 45 zł miesięcznie nie ma. Zgodziłam się zatem na pakiet - mama dalej będzie płacić 35, ja drugie 35, ale musimy wziąć internet z telefonii za 65 zł miesięcznie. Co wiąże się z montowaniem interneta w moim domu w piątek i z koniecznością wypowiedzenia umowy ze starym internetem, bo na co mi dwa. :P Tak więc z telefonu mama akurat jest zadowolona, a zawrót dupy mam ja. 

No ale przynajmniej (chyba) zadowolona jest. Chociaż wcale nie jestem pewna...

1161.

wtorek, 1 kwietnia 2025

fool's day

 czyli dzień głupa :P, jak Angole nazywają Prima Aprilis. Ja w każdym razie świętuję. Gdybym miała wypisać wszystkie głupie rzeczy, jakie ostatnio udało mi się wykonać, to hohoho. Z najciekawszych: zalałam kawę zimną wodą z filtra, zagotowawszy przedtem wodę w czajniku (to w pracy). W domu zaparzałam kawę nie wsadziwszy filtra do ekspresu. Budzik nastawiam na jakieś irracjonalne godziny, na szczęście budzę się przed budzikiem, bo nie zdążyłabym do roboty. Wchodząc pod prysznic zapominam zamknąć drzwi do kabiny i dopiero wychodząc na mokrą podłogę orientuję się, że coś jest nie tak. W ogóle mówcie mi Ajnsztajn. 

Mama usiłuje mi dorównać, ale kudy jej. Dziś płakała, że zepsuł się jej zegar, taki elektroniczny, i pokazuje niewiadomoco. Okazało się, że po prostu postawiła go do góry nogami. :P Znalazłam też (przy okazji poremontowych porządków) maminego kapcia. Był za kanapą. Okazało się, że to jeden z pary, której przywłaszczenie sobie przez kogoś z gości mama od lat podejrzewała. Gdzie jest drugi, jeszcze nie wiemy. Może gość przywłaszczył sobie jednego? :P

No i wreszcie udało mi się zabłądzić do ogrodu.






Jak widać, sprzątanie liści w toku.


Posiałam groszek.


Po miesiącu podsumowanie zadania





Widać wyraźnie, kiedy chorowałam na jelitówkę. Aktywność szczątkowa, ale kroków dużo :P, w końcu biegałam tam i z powrotem te ileś tam razy. :P


1160.