czwartek, 30 września 2021

koniec września uczciłam

 nabyciem wrzosów i wrzośców.





Poza tym po dzisiejszych lekcjach dotarłam na mszę, zrobiłam (w deszczu) zakupy, przygotowałam zajęcia na jutro, grzecznie wysłuchałam szkolenia IT, wygenerowałam se certyfikat... Szkolenia IT prowadzone w formie prezentacji na yt wiele sensu nie mają, bo. Raz byłam na dobrym szkoleniu komputerowym. Całe ferie zimowe, 10 dni roboczych, jeździliśmy do Lbl, siadaliśmy przy komputerach i tłukliśmy (pod okiem instruktora) w klawiatury ile wlazło. A nie, że w ciągu godziny pani na ekranie pokazuje ci, jak ona jeździ kursorem, i co jej się otwiera. :P Wyłączyłam yt z przekonaniem, że póki mogę, nie zamierzam z tego programu korzystać, bo jest strasznie skomplikowany, ma milion opcji i kto jak kto, ale ja go przed emeryturą nie opanuję. 

Nie wiem, chyba nie o to w szkoleniu chodziło? :P


Ponad 1200 zakażeń, lubelskie na pierwszym miejscu, a mój powiat na trzecim miejscu w lubelskim. What's next. Na wszelki wypadek już zaczynam porządkować po kolei rodzinne cmentarze i projektować kolejne maseczki...

22.

środa, 29 września 2021

tia wiem, najdurniejsze

 że widzisz zło i nie możesz zareagować... no przynajmniej mam tą durną (i bezużyteczną) satysfakcję, że zareagowałam... nic z tego nie wynikło, tyle, że oberwałam po d*. Sprawę pozamiatano. Ale przynajmniej zareagowałam, no. Nie wiem, może rzeczywiście tak jest: albo zwariujesz, albo odejdziesz, rzucisz to wszystko w cholerę. Albo zrobisz swoje, nawet jeśli nic nie zyskasz, może poza odrobiną szacunku dla siebie samego. A potem będziesz spokojnie dożywać dni swoich w odrzuceniu, zastanawiając się, czy Bóg też. 

Nie wiem, może dlatego boję się Archanioła Gabriela. Never know co obwieści, tak? A jak mi powie, że Bóg nie Chce mieć ze mną nic wspólnego, bo Stanął po tamtej, jedynie słusznej stronie? Gabriel zawsze mówił mało wygodne rzeczy, no. :P 

Prawie jak Mandos :P. 

Od lat proszę Archanioła Michała: wywalcz moich chłopaków. Jeśli nie ty, to kto? Rafała proszę: ulecz. Oni są cali w ranach. A do Gabriela boję się mówić. Bo jeszcze odpowie i będzie. :P


Dotarłam dziś na pierwszy cmentarz, ten z dużym sprzątaniem... wściekłam się, bo uciekł mi ostatni autobus, zapychałam przez Wisłę piechotą z powrotem. Mama oczywiście z pretensjami, że obwiniam ją o wszystko (a głównie o zakupienie tak wielkiego nagrobka, który trzeba godzinami pucować). Dzwonię zmęczona, zła, że nie zdążyłam, oczekuję nie wiem przytulenia, pocieszenia - i obrywam. Jak zawsze. 

Chciałabym, żeby mnie nie było, Wiesz? 

21.

wtorek, 28 września 2021

ciężka przeprawa

 z jednym z moich autystyków... po jednej godzinie można być bardziej zmęczonym niż po kilku innych. 

Każde z tych dzieci jest kompletnie inne, Wiesz? Może każde jest światem do odkrycia, ok. Tyle że ja już nie mam siły być eksplorerem... i zawsze mnie bardzo boli, jeśli któreś z nich niechcący zranię. Nie wiem, może nawet mnie bardziej boli niż ich. :P 

No i patrzę na to wszystko, co się dzieje, i coraz wyraźniej widzę: jeśli Ty Się nie Upomnisz, to oni będą tylko chronić zło, nic więcej. I tia, widzę - we mnie też nie ma dobra, jest złośliwość, zawziętość, chęć odwetu, odbicia sobie. Choćby tą lawendą :P. 

W każdym razie Pamiętaj, że jeśli nie wyhaftuję mu tej lawendy :P, to rezygnuję z tego złośliwego pomysłu tylko i wyłącznie ze względu na Ciebie. Wcale nie dlatego, że jestem dobra :P.  Ta lawenda mu się należy jak... jak strzelenie w mordę, no. 

Nie strzelisz, bo przelezie jak przez galaretę, pobrudzisz się tylko... 

20.

poniedziałek, 27 września 2021

w maturalnej

 klasie dziś miałam jedną trzecią składu. Niech mi ktoś wytłumaczy, jaki sens ma takie nauczanie, czy stacjonarne, czy internetowe. Jutro piszą próbną maturę. 

Mam taki nawis zaległych spraw, że ciężko mi ogarnąć to wszystko. Dziś na liście rzeczy do zrobienia skreśliłam 10 punktów, zostało 9, z czego 5 koniecznie do zrobienia jeszcze dziś. Na jutrzejszą próbną rozpaczliwie zgrywałam płytę... CD, które dostajemy, komputer odczytuje jako .cda, nie wiem czemu nie zapisuje ich na twardym w wersji możliwej do odtworzenia.  Trzeba je skonwertować na mp3 i dopiero zapisać. Technodebil siedział, klikał, klął, aż skonwertował. A potem nie wiedział, gdzie zapisały się świeżo skonwertowane pliki... więc technodebil szuuuuukał aż znalazł. Żeby było śmieszniej, pliki z nagraniami maturalnymi dekodują się pod jakimiś kompletnie abstrakcyjnymi nazwami albumów muzycznych. Chyba w celu zachowania ścisłej konspiry :P.

19.

niedziela, 26 września 2021

co chrupie w krewetkach?

 zastanawiam się od wesela do tek pory. :P Krewetki cóż, taki kurczak w sumie, tyle, że chrupie (na pizzy nie chrupały). Ale co chrupie? Szkielet? :P Czy flaki? :P

Mama nie pozwoliła się nakarmić krewetkami i dotąd jest przekonana, że są oślizłe :P. 

Poza tym ostatni brat ożeniony :), spotkanie rodzinne - nie wiem, może też ostatnie? - za nami, staliśmy z kawą w garści i wspominali szczenięctwo, tia... wszystko było wtedy inaczej. I pewnie tak, pewnie chciałabym wrócić. 

Na razie jestem nieco zmęczona :P. Dziś dzień podzielony między odpoczywanie a przygotowanie pracy na jutro... W ramach odpoczywania dorwałam wiewiórkę


i kormorana.


A to chyba jest ziemniaczka sercowata, hm?



Naprawdę, nie chce mi się iść do pracy... w jakiejś propagandowej reklamie, w której obiecują spełnienie marzeń, powiedziałabym: spełniacie marzenia? To umożliwcie mi, proszę, emeryturę po 30 latach pracy i 50 życia. Już możecie zaczynać. 

18.

piątek, 24 września 2021

uff, wybrałam się

 po milionie głupot i innych takich - chyba jestem ogarnięta i gotowa. Jutro tylko ożenię brata :) i wrócę. 

16.

czwartek, 23 września 2021

kwiatki, ptaki, spełnione marzenia i takie tam

 refleksje...

Zmęczona zastępstwami w pracy i perspektywą (sic) przymierzania ciuchów w domu, uciekłam na ogród. Po drodze mijam place budowy i place rozbiórki. Burzą ostatnie stare domy. Tak wiem, w takim stanie, że już nie dało się do nich wejść. Ale... ja kiedyś byłam w tym domu. W domu, którego od wczoraj nie ma. I _on_ też tam był. Dawno, dawno temu. Nie wiem, osiemdziesiąte lata chyba jeszcze, tak, końcówka osiemdziesiątych... 

A teraz nie ma tego domu. Nie ma. 
To tak, jak z pradziadkami: kto ich jeszcze pamięta, no nikt. Pamiętasz, dopóki żyjesz, dopóki są rzeczy, zdjęcia, jakaś historia. Przychodzi drugie, trzecie pokolenie - i przestają być ważni. Przestają być.
Tia, czuję się trochę, jakby zburzenie tamtego domu amputowało mi kawałek historii. 

Chodziłam koło tego domu, tą drogą, do pierwszej pracy. Tia, jak każdy świeży nauczyciel, nie radziłam sobie. Nikt sobie na początku nie radził, jeśli ktoś mówi inaczej, to kłamie. Ja miałam z 19 lat wtedy, ze 20. 
Trzeba się zestarzeć, zmienić trzy razy miejsce pracy, żeby jakoś zacząć sobie radzić. Po drodze zaliczyć kilka poważnych starć z dyrekcją, z nauczycielami, z dziećmi, z rodzicami. To przerabia każdy. Tyle, że we mnie nawet wtedy nikt się nie podkochiwał (krzywiłam się, mierząc potem kolejne ciuchy, z obrzydzeniem patrząc w lustro - przecież ja nigdy nie byłam ładna, no. Czemu, Panie, Stworzyłeś mnie taką brzydką, a jednocześnie Dałeś mi takie pragnienie piękna? Żeby mi było trudniej???).

Szłam tak dziś koło tego domu, którego już nie ma - domu, który widział moją miłość, moje zawodowe zmagania - myślałam: czy lepiej wchodzić w życie i obrywać po d*, czy lepiej z życia schodzić i płakać, że nie ogarniam już tego świata, że nie chcę, żeby znikały miejsca, żeby znikali ludzie... nie chcę, żeby zmieniało się.
Nie chcę. 


Weszłam do ogrodu, dziś w końcu przywitało mnie radosne frrrrrrrr.... :)

Sikorki, które dawniej nazywaliśmy ubogimi, dziś mówią na nie: czarnogłówki.





bogatki


szczygły...


na grządkach marcinki


wrzosy





zimowity.




One są takie piękne, Panie. 

Zrealizowałam dziś malutkie marzenie, założyłam ogródek w słoiku :)


Rojnik pajęczynowaty. Nie mam pojęcia, czy przezimuje w mieszkaniu, czy w ogóle uda mi się uchować go w zamkniętym słoiku (szklankowym, po ćwikle z chrzanem :) - słoiczek miał arcyciekawy kształt). Jeśli mi się uda, będę próbować większych słoikowych szklarni. 

No Powiedz mi, do cholery, że mnie Kochasz... :P

15. Jeszcze tylko 1320. 

środa, 22 września 2021

w pracy

 bałaganu ciąg dalszy... dziennik elektroniczny działa jak chce, a jak nie chce, to nie działa :P. Trzy nauczycielki nadal na zwolnieniach, kolejne dwie sa, ale zakichane, zasmarkane, zakaszlane. Jedno dziecko wysłaliśmy do domu z objawami zaziębienia, ale kolejnego już nie, bo z kim lekcje prowadzić w końcu :P, no. Tymczasem infekcji kowidowych dziś prawie 900, lubelskie na pierwszym miejscu. Minister oznajmia, że dopóki w szpitalach są wolne łóżka, to szkół nie zamknie. Obawiam się tylko, że nikt ministrowi nie powie, że wolnych łóżek nie ma, nawet jak ich już nie będzie :P. Generalnie mam wrażenie, że minister będzie się upierał przy stacjonarnym, dopóki wszystko do reszty nie piii*nie, a potem wprowadzą zdalne i zmienią ministra. Nie mam złudzeń, nie na lepszego.

Obecnie miłościwie nam panujący ma kolejne genialne, ale nadmieniam, że absolutnie genialne pomysły. A ja se myślę złośliwie, że zanim ministrowi pozwoli się wydać rozporządzenie, powinno się go na tydzień wysłać do pracy w losowo wybranej szkole. Do tablicy go, niech tydzień pouczy, pochodzi na rady, pogada z rodzicami, posłucha nauczycieli. Potem może wydać rozporządzenie. Jedno. Przed kolejnym, kolejny tydzień przy tablicy w innej szkole. 

Mielibyśmy mniej genialnych pomysłów, na pewno.

Jutro mam dwie godziny dłużej niż w planie, bo zastępstwa. Nikt mnie nie spytał, czy chcę, czy mogę. Muszę zrezygnować z kilku planów, w tym z zamiaru dotarcia po zajęciach na mszę. Trudno, jak Ty nie Chcesz, to co ja mogę? A jak minister wlepi mi 8 godzin zajęć popołudniowych w tygodniu, to o której będę do domu wracać? :P 


Z innych takich, zamarynowałam grzyby, kupiłam prywatnym dzieciom puzzle, a prywatnej mamie dwa swetry i sobie cieplejsza bluzkę, w której chyba pojadę na ten ślub. Pomoce naukowe na jutrzejsze lekcje znalazłam z zeszłego roku, wydrukowałam tylko nowe polecenie do e-maila, stworzone specjalnie na jutrzejsze potrzeby, żeby nie mieli skąd gotowca wziąć. To co, pompejanka?


14. Zaledwie 14 z 1335, a ja już mam dość. 

wtorek, 21 września 2021

opieprzu nie stwierdzono

 bałagan tak... w planie pojawiły się okienka, w dzienniku pomyłki, w datach też. Czwartek w moim planie rozwalony - no nie zrobię, co chciałam, będę w pracy. Tia wiem, jak ja to robiłam, byłam zmęczona po uszy, ale było zrobione. OK, nie wpierniczam się, toleruję. Odpoczywam.

Ogarniam temat sobotniego wyjazdu... dziś łażenie po sklepach, żeby dzieciom coś kupić - po ogarnięciu systemu może kupię jutro. Ciuchy trzeba w końcu namierzyć, no. Najgorszy problem, jak zawsze, z butami.

Pojawiły się po deszczach opieńki, nazbierałam, oczyściłam, obgotowałam, jutro zamrożę i zamarynuję. 

Lekcje na jutro ogarnięte w sumie. Zaraz pompejanka, brewiarz i spać... ciężko mi się w tych dniach wstaje, coraz ciężej. Ciemno, zimno. Alergia nie daje o sobie zapomnieć. W sumie powinnam iść do lekarza :P a nie do roboty, nio. Smarkam, kaszlę. W szkole zimno, jak zwykle włączenie centralnego odwlekają na ostatni możliwy termin. 

Widziałam dziś duży klucz odlatujących dzikich gęsi...

13.

poniedziałek, 20 września 2021

ziąb, wszechmokrość

 i praca... przecież nauczyciel jak już w ogóle pójdzie do pracy, to co chwilę jakieś przerwy ma, nie? :P Ze zgrozą skonstatowałam, że dziś na wszystkich przerwach jakie były ogarniałam plan na jutro. Znowu trzy nauczycielki chore, jedna wróciła, jedna zachorowała, dwie chore z zeszłego tygodnia. Do tego szefowa do mnie tonem głębokiej pretensji, że wysłała mi już dwa smsy, a ja nic. Tia. Nawet nie wiem, gdzie telefon mam... 

Kawę zdążyłam zaparzyć, ale wylałam, bo zamarzła na kość, czekając w pokoju nauczycielskim na jakąś wolną chwilę. Kibelek? Nie szalej, wysikasz się w domu. 

Naprawdę, praca dydaktyczna z dziećmi to w tym kociokwiku najlepsze chwile. Czasem nawet sensowne. Wracasz do domu, wpadasz do łazienki, zanim nastawisz obiad, jeszcze musisz zaktualizować plan w internetach. Ćlamiąc obiad myślisz już, czego potrzebujesz na jutrzejsze lekcje. Z kubkiem niedopitej herbaty siadasz przy laptopie (drugi się ładuje), drukujesz kilkanaście stron niezbędnych na jutro (na prywatnym prądzie, tuszu i papierze), przeglądasz kilka podręczników, tyleż zeszytów ćwiczeń, może trochę mniej stron internetowych powiązanych z planowanymi tematami. W kapowniku robisz notatki: klasa 1: zacząć od słuchania. Klasa 2: zacząć od zeszytu ćwiczeń. Klasa 3: podzielić na grupy według poziomów. Pytać z used to. Nie, kreślisz. Z form z ing i z to. 

20 września. Za chwilę skończymy pierwszy dział z przewidzianych ośmiu... trzeba myśleć o klasówkach, takich, żeby odpowiedzi nie znaleźli w internecie. Na początku października trzeba już robić matury próbne. 

No, i last but not least: _za co_ jutro dostanę opieprz na wejście? :P


12.

niedziela, 19 września 2021

dwie recenzje

 pierwsza dawno zaległa: przenośnego laptopa do roboty.

Laptopik jest mały, na zdjęciach w porównaniu do pudełka zapałek. Waży około kilo, co nie zmienia faktu, że jak wracam z pracy, to targając go czuję się jak koń zaprzęgnięty do pługa. :P


Z założenia miał być przenośny, więc zero urządzeń peryferyjnych, mocna bateria, żeby wytrzymał cały szkolny dzień bez kabla. Wytrzymuje. Założyłam, że nie noszę na lekcje nic oprócz laptopa i ewentualnych pomocy dodatkowych. Z grubsza działa.


Dziennik w laptopie, podręczniki w laptopie, nagrania z laptopa (bez potrzeby podłączania głośników), nawet w małej grupce da się na nim oglądać filmy. Jako że generalnie mam problem z dotykowością, z założenia miał nie być dotykowy na ekranie. Nieco pokonał mnie inteligentny taczpad nie wiem której generacji, dogaduję się z nim z musu i nie bardzo :P. I o laptopie to chyba tyle... więcej problemów sprawia oprogramowanie, w tym sławny e-dziennik, z którego znikają mi wpisane i zapisane dane. No i że podręczników online nie da się używać, trzeba ściągać na dysk w pdfach. A laptop domyślnie zapisuje wszystko w chmurach i sporo czasu zabrało mi przekonanie go, że ja to chcę na dysku Ce, nie w internetach ani w żadnej rzeczywistości wirtualnej, do której na szkolnej sieci dopchać się nie mogę.

 Dość długo też nie umiałam przekonać laptopa, żeby mi się nie wygaszał, jak go zostawiam na chwilkę na biurku, w końcu dzieciaki mi ustawiły wygaszanie na 15 minut. Podczas lekcji wystarcza, po dużej przerwie niestety trzeba się na nowo logować na wszystko. No ale. I chyba ostatnia rzecz, która mnie w nim fffkurza, to blutuf. Moje dwa laptopy wyraźnie walczą przez niego o dominację w stadzie. :P Na każdym mam ustawione inne zdjęcie na pulpicie, tymczasem skoro tylko laptopy się widzą, pretendent na dominanta natychmiast narzuca swój obrazek chwilowo zdominowanemu i muszę spędzić uroczy kwadrans na przywracaniu ustawień, jakie ja chcę mieć. Do wszystkich jasnych ruterów, ostatecznie to _ja_ rządzę w tym stadzie, póki co, no. 

Wniosek na koniec pierwszej recenzji: wolałabym zdecydowanie dziennik papierowy, czas obsługi elekrotników kilkakrotnie przekracza czas wpisania tematu na papier, ale cóż, jest jak jest. 

Recenzja druga: obejrzałam, Kawo-z-m., Grę tajemnic. Nie jest to film do oglądania drugi raz. :P 

Trzy pytania zasadnicze: 1. na ile to, co pokazali jest prawdziwym portretem Pana Te, a na ile został on hm nagięty do potrzeb scenariusza, 2. na ile film pokazuje prawdę historyczną i 3. na ile został stworzony dla potrzeb różnych tam lobbów broniących praw prześladowanych mniejszości, na przykład kobiet i homoseksualistów. Ja na te pytania nie odpowiem, a odpowiedzi na dwa ostatnie raczej mnie specjalnie nie obchodzą. Zatem koncentrując się na pytaniu pierwszym: to, co widzę na filmie, pozwala mi zakwalifikować Pana Te jako wysoko funkcjonującego autystycznego sawanta i raczej stawiam na autyzm niż aspergera. Oczywiście, specjalistą nie jestem, a testów już raczej nie zrobimy. 

Kilka cech autystów i spektrów film pokazał dość dobrze: niestosowność rejestru językowego do sytuacji (Pan Te się nie obcyndala, tylko wali w oczy, co chce powiedzieć), dosłowność w odpowiedziach na pytania, trudności w zrozumieniu kontekstu kulturowo-społecznego i takie tam. Dorosły aktor próbował zagrać pewną sztywność ruchów, hm martwość twarzy, unikanie kontaktu wzrokowego. Czasem mu się to udawało. Aktor-chłopiec nawet nie potrafił tego udawać... może warto by było w ramach eksperymentu przynajmniej do kilku scen zatrudnić do filmu chłopca z autyzmem? Wyszłoby bardziej przekonująco? Nie wiem. W każdym razie ten aspekt twórcom filmu nie wyszedł. W sali przesłuchań na początku Pan Te siedzi z twarzą jak woskowa maska, po pierwszych kadrach diagnozujesz: ocho, typowy autysta. A za chwilę widzisz chłopca z normalną twarzą, a w dalszych scenach filmu nawet dorosły aktor nie trzyma się konwencji sztywności. W większości filmu ma normalny kontakt wzrokowy z resztą świata. 

Trudno mi uwierzyć, że autysta był na tyle sprawny fizycznie, żeby wejść do mieszkania na pierwszym piętrze przez okno. Niewiele łatwiej mi uwierzyć, że jeździł na rowerze. Nie znam autystyka, który jeździ rowerem, chociaż ok, pewnie mogą tacy być. Nie wierzę w taką łatwość kontaktu fizycznego, którą pokazali na filmie: spontaniczne uściski, dotyki dłoni, pozwalanie na kontakt i szukanie kontaktu z osobami w sumie obcymi. Poza tym wydaje mi się, że Alan-chłopczyk powinien mieć większe trudności społeczne niż dorosły Pan Te, który przy swojej inteligencji po wielu latach życia w społecznych schematach (sic) powinien wiele schematów zdążyć rozpracować i umieć dopasować się do nich. Co zresztą twórcy filmu próbowali parę razy pokazać, kiedy Pan Te ze względów społecznych wcale nie miał ochoty jakoś tam się zachowywać, ale natychmiast zmieniał strategię, jeśli mu się to opłacało. Nie wiem, na ile jest to wiarygodne. Wydaje mi się, że wysoko funkcjonujący autysta będzie zakładał, że opłaca mu się wejść w schematy także ze względów społecznych, o ile nie jest na to zwyczajnie zbyt zmęczony. 

I - no właśnie. Film pokazuje cały czas Pana Te w konwencji ofiary. To otoczenie jest agresywne, on ani razu (poza sceną rozbicia telefonu, ale to z przyczyn strategicznych, nie emocjonalnych). Zdenerwowany czy zmęczony autysta, któremu siadają mechanizmy kontroli zachowania, bywa agresywny, a przynajmniej rzuca przedmiotami i/lub niekontrolowanie wrzeszczy. Przesterowany autysta ucieka od ludzi, wrzeszczy w samotności, płacze albo idzie spać. Nic takiego nam nie pokazali... mamy tu tylko bezbronną ofiarę przemocy i agresji ze strony ludzi normalnych, baranka, co nie wołał i nie podnosił głosu, niemego wobec strzygących. :P

 Do tego jeszcze kwestia prześladowanego homoseksualisty, ofiary brytyjskiego systemu prawnego. Skądinąd wiemy, że system (nie tylko brytyjski) oddzielonego od kobiet wychowania chłopców i młodych mężczyzn, a sprowadzania kobiet do roli sprzątaczek i sekretarek (względnie innych służących) raczej homoseksualizmu nie zwalcza :P, a w realiach brytyjskich szkół dla chłopców i w armii, prawdopodobnie także w służbach specjalnych, wybitnie z męską obsadą, homoseksualizm stuleciami sobie kwitł, i być może dlatego był tak ostro zwalczany prawnie. Ale to nie ta kwestia. Bardziej mnie interesuje, jakiego to młodego człowieka Pan Te nakłaniał do innych czynności seksualnych, co sam przyznał podczas przesłuchania. Dopóki były to męskie prostytutki za ich wolą i godziwą zapłatą, nic mi do tego. Gorzej by było, gdyby się okazało, że Pan Te urządził w ten sposób chłopca czy młodego mężczyznę, który wcale nie miał ochoty być tak urządzany. A jeśli, to Pan Te, czy był homo czy hetero, czy neurotypowy czy autystyczny, powinien zostać skazany na wkręcenie w imadło paru części ciała hormony produkujących. To szybsza i skuteczniejsza terapia hormonalna. :P

Z mniej radykalnych kwestii zastanowiły mnie jeszcze dwie: 1. ilu ludzi z otoczenia Pana Te było ze spektrum? Kryptolodzy? A może pani rozwiązująca krzyżówkę w pięć minut i 30 sekund? 2. Personifikacja maszyny. Bo właśnie: personifikacja maszyny była większa niż automatyzacja człowieka. Moja odpowiedź na pytanie z przesłuchania brzmi: nie, Pan Te nie jest maszyną, nie bardziej, niż Christopher jest człowiekiem. 

11.

sobota, 18 września 2021

cały dzień lało

 nadrobiłam sprzątanie domu i balkonu. Zdumiewające, ile czasu zabrało. 

Nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała wystarczająco długą dobę. Widzę, jak dysfunkcjonuję, kiedy nie mam czasu (albo wydaje mi się, że nie mam czasu). Wiem, że to mnie rozwala w mamie, że za to się fffściekam: ona dużo lepiej radzi sobie z czasem niż ja. Ona ma więcej siły i szybsze tempo działania. Ja nie wyrabiam tam, gdzie ona świetnie sobie radzi, i być może jestem o to zazdrosna. 

Doba spektrów powinna mieć dostosowania, jak arkusz maturalny. Te same zadania, ale wydłużony czas. 

10.

piątek, 17 września 2021

Wiesz, jestem

 dziś wy-koń-czo-na. Po ogarnięciu we dwie całej szkoły, walce z dziennikiem elektronicznym, z planem, z deszczem... leje istotnie jak z cebra, ja w sandałkach (nie mogę się ciągle zdecydować na pantofle), nie dość, że przemoczona i zmarznięta, to jeszcze zaspana straszliwie...

i w tym wszystkim nie, ja nie zamierzam udowadniać, że nie jestem wielbłądem... strasznie mi ciężko, pozrywało się dziś, co przyschło na dawnych ranach. Pierwszy babski odruch - no, powiedz. Przecież nikt inny nie zrobił tego, co ty zrobiłaś, nikt nie miał odwagi (i nikt tak nie dostał w d, prawda?). 

Gdybym miała jej to opowiedzieć, Panie, rozryczałabym się na środku ulicy. I że wcale nie musiałaby mi uwierzyć... 
No i nie, do najjaśniejszej cholery - nie będę walczyć o siebie. Jeśli ktoś mnie w tym g*nym świecie obroni, to Ty i tylko Ty. Jeśli Ty nie Zamierzasz mnie bronić, to ja mam to wszystko w... 

w briko, no :P. 

Moje pierwsze skojarzenia do reklamy wiadomego supermarketu. W reklamie śpiewają radośnie, że "mam to w briko". No, to ja też mam to w. Może być w grzecznej wersji, że mam to w briko. :P 

Nie chcę już dalej walczyć, Rozumiesz?

9.

czwartek, 16 września 2021

uffff dobrnęłam

 do końca z plewieniem ogrodu, od jutra może se padać i być zimno. :P

Zimowity już kwitną na całego.



Zbieram i suszę ostatnie chyba kozaki.


Poza tym, oczywiście, praca. Lekcje, przygotowywanie lekcji, wymyślanie, co sensownego można zrobić z dwoma klasami naraz... poza tym zwykła porcja papierologii, dumki (smętne) nad planem, odrobina satysfakcji, że to już pół września, no. 

Poza tym, przynaglona prognozami, próbuję ujeżdżać buty... 

8.

środa, 15 września 2021

sama nie wiem

 czy lepsze w takich warunkach zdalne, czy stacjonarne... chodzi o to, że mamy w szkole cztery klasy. Zwykle w piątek pracuje z nimi pięciu nauczycieli. Jednak w tym tygodniu trzech spośród nich jest na L4. Czyli zostało dwóch nauczycieli na cztery klasy... No weź i ułóż plan. :P Uczenie dwóch klas jednocześnie to już norma. Zastanawiam się tylko, kiedy zaczną na mnie wrzeszczeć, że nie zrealizowałam programu, źle przygotowałam do matury albo coś. No to proszsz, ucz se sam, mając trzy godziny dziennie z każdą klasą w różnych kombinacjach łączenia... 

Tymczasem dziś 767 zakażeń, lubelskie na pierwszym miejscu. Jeśli uczenie stacjonarne wygląda jak wygląda, może powinniśmy jednak pomyśleć o zdalnym? I jedno, i drugie tak samo nie ma sensu... a zdalne chyba jest bezpieczniejsze w sumie.

Widziałam dziś pierwszego od wiosny kormorana, chyba zlatują się już powoli na zimowisko. 


Dziś podobno ostatni ciepły dzień w tym roku... a ja ciągle nie ujeździłam butów. Tia wiem, wezmę się za to dopiero jak będę musieć. Znowu natrę sobie bąble. I pójdę na L4, niech se układają plan z jednym nauczycielem na 4 klasy, a co. :P 

7.

wtorek, 14 września 2021

krzyż uproszczony

 na dzisiejszym kazaniu. Sprowadzony do: musisz, baranie, oberwać krzyżem po... krzyżu :P, bo jesteś grzesznikiem i Pan Bóg dopuszcza na ciebie konsekwencje twoich grzechów, żebyś się, gnido jedna, nawrócił. Amen. 

Problem w tym, że takie myślenie nie dopuszcza istnienia cierpień niezawinionych. Cierpisz? Znaczy narozrabiałeś, wina na pewno jest po twojej stronie. Oberwałeś? To teraz dobrze się zastanów za co, i nie śmiej mi tu pi***ć, że to wina kogokolwiek innego poza tobą. To _ty_ zawsze jesteś winien swojego krzyża... hm, w sumie wygodne. Nigdy mi przynajmniej nie powiesz, że winny twojego krzyża mogę być ja. :P 

Myślę, że taka logika leży o pół kroku od herezji. W końcu sprowadza krzyż do narzędzia kary za grzechy. 

...stroma ścieżka, droga wąska,
cholernie wysoka i chybotliwa drabina Jakuba,
łoże miłości, gdzie Poślubił mnie, tia, płacąc Swoją Krwią za moją czystość. Bo to powinna być moja krew, wiem.

To wcale nie jest tak, że ja wchodzę w Jego Krzyż, że ja się łączę z Jego Krzyżem, kiedy cierpię. Jest dokładnie na odwrót. Ja cierpię, bo jestem człowiekiem, co gorsza babą, bo taki jest ten piii***ny ludzki los. W tym sensie jest konsekwencją grzechu, że konsekwencją Edenu, upadku - wcale niekoniecznie musi to być mój osobisty grzech...

I teraz - właśnie - dokładnie na odwrót. On Wchodzi na Krzyż i zmienia porządek świata. 
To On Wchodzi w moje cierpienie, On Włącza się w mój ból. I generalnie chodzi o to, że chociaż węże na tej pustyni gryzą dalej jak gryzły, chociaż pustynia pozostaje pustynią, chociaż boli jak bolało, to ja nie umieram. 

Nie, nie wiem, czy warto. Może łatwiej by było jednak umrzeć od tego jadu. :P 

...podpora wszechświata, kościec ziemi...
Ratzinger gdzieś pisał, że świat astronomicznie wpisany jest w kształt krzyża. Istnienie jest liturgią. 

...w jego korzenie wrastam,
z jego kwiatów żyję. Wiem.


O odpoczywaniu i rozkoszach nic mi nie wiadomo :P.

6.

poniedziałek, 13 września 2021

po deszczu

 i po pracy:



w tle dwa rządki sałaty na jesienne listki i dwa rządki roszponki, podobno nie boi się mrozów - zobaczymy.

Z sukcesów  - zakwitło mi to coś. Podobno to mięta meksykańska, czyli kłosowiec, po łacinie (hm, a nie po grecku?)  agastache? Nie wiem, czy zdąży się wysiać. Dostałam nasiona ze Śląska, tam jest dłuższe lato...


Poza tym praca (i zastępstwa, bo kolejni chorzy), mama (i jej pomysły), nie mam czasu się podrapać :P. A swędzi, szczególnie pięty tam, gdzie przyschły bąble...

Zadanie z wielkopostnej zdrapki na ten tydzień: obrobić ogród i ujeździć buty. Za ogród się wzięłam, butów się boję. :P 


5. Jeszcze tylko 1330, tak? :P

niedziela, 12 września 2021

z gorszych wieści

 kolega z klasy starszego brata Malątka ma kowida, w związku z czym szkoła przechodzi na zdalne, brat Malątka ma testy, a cała nasza rodzina ma stracha :P. Zwłaszcza w kontekście Malątkowego ostatniego zapalenia płuc. Ani ja, ani mama nie miałyśmy z nimi kontaktu od miesięcy, oprócz telefoniczno-komputerowego, więc jeśli chodzi o wirusy, to mogłam najwyżej jakiegoś trojana złapać :P. No ale martwię się o tamtą gałąź rodziny. I tak się dziwię, że tak łatwo zamknęli szkołę, u nas kazaliby nic nikomu nie mówić i może wysłaliby jedną klasę na kwarantannę :P. Przecież nie możemy zamykać szkół, bo Pan Minister Powiedział :P. 

A ja polazłam dziś na grzyby :P. Znaczy generalnie to ruszyć tyłek i poszlajać się po podmiejskich krzakach, no. I proszę:

Oto czernidlak kołpakowaty:



A oto czernidlak pospolity czy może jakaś kruchaweczka, raczej niejadalny:


To naprawdę nie wiem co (guglelens słabo zna się na grzybach), w każdym razie nie radzę jeść:


To jakaś maślanka czy hełmówka, posiłek może okazać się ostatnim w życiu:


Z jadalnych znalazłam kilka kozaków, jutro będzie zupka.




Oprócz grzybów znalazłam jednego fruwacza.


Fruwacz okazał się świergotkiem drzewnym.

Niby nic niezwykłego, ale sfotografować udało mi się go pierwszy raz.

Spotkałam też kwitnącą akację i oczywiście żądam wakacji, przecież akacje kwitną, no. 


I jeszcze zagadka dla uważnych: co to może być, hm? :))))


4.

sobota, 11 września 2021

530, kurka wodna i czapla

 530. Jutro i pojutrze pewnie będzie mniej, potem znowu pójdzie w górę. Lubelskie, a jakże, na miejscu pierwszym. Ale na maseczki nie miałam dziś chwili czasu... no może oprócz wstępnych przemyśleń koncepcyjnych :).

Dotarłam na ogród. Wprawdzie lewą piętę musiałam jeszcze zakleić plastrem, ale dotarłam.


Wyłażą zimowity.


Kwitną wrzosy.



Dla równowagi zakwitł też barwinek.


A to chyba moje ulubione zdjęcie z dziś:



Chociaż konkurencję ma niezłą. Gwiazdą obiektywu okazały się jadalne kasztany z miejskiego parku.






Wczoraj były tu wydry - mówił mi pewien pan. Szkoda, że nie było pani z aparatem... wydry to ładne są. 
Nie wątpię, też mi szkoda... Dziś była tylko młoda kurka wodna


I czapla, chyba też młodziutka.



3.