Zwlekam się z łóżka, kreśląc krzywy krzyżyk, i zastanawiam się, czy aby na pewno przecinek dobrze postawiłam. :P Na szybie dosycha nocny deszcz. Za szybą paruje świat. Jest duszno. Podlewam stłamszone ulewą balkonowe pelargonie, nad głową buczy trzmiel. Myślę o wczorajszym Męczeństwie Jana Chrzciciela, że łatwiej jest umrzeć za prawdę niż żyć w prawdzie.
Śniadanie, kawa (E=mc2 czyli energia to mleko pomnożone przez kawę do kwadratu, tak?), spacer z mamą, oficjum, msza w sieci. Gotowanie i jedzenie obiadu, ciasto trzeba na jutro do roboty upiec, ok. Stary komputer nie chce odpalić, po godzinnym przekonywaniu zakończonym odcięciem od
Jak to zrobić, żeby nie iść jutro do pracy... :P
Maseczka na egzamin poprawkowy:
Maseczka kościołowa:
No wredna jestem. Słyszę o koronawirusie tam i sam, i łapię się, że oczekuję Bożej Sprawiedliwości... :P
Dialog pierwszy:
M(ama): Dziś na kazaniu ksiądz tak ładnie mówił o współpracy rodziny, Kościoła i szkoły...
J(a): No tak, tyle że te trzy niekoniecznie chcą współpracować.
M (nieco zaperzona): No powinny, za moich czasów współpracowały.
J (parskając śmiechem): Tia, za twoich czasów rodzina popierała jedynie słuszną partyjną linię szkoły w walce z Kościołem.
M (zgaszona): No taaaaak...
Dialog drugi:
Wiesz, ja już wiem czemu nic ci nie wychodzi z tych twoich pompejanek.
???
Źle stawiasz przecinki.
:))))
BTW: idę pompejankę odmawiać.
Trzy już od ręki znalazły właścicieli :)
OdpowiedzUsuńza morze też poleciała.
Jeszcze dwie :)
Niech się sprzedają na zdrowie (i na ryż).
Usuń