w zasadzie od wczoraj :P. Nie napisałam, ale wczoraj miałyśmy spore problemy z kluczem do ogrodowej furtki. Jak zwykle mama pobiegła do ogrodu rano, a kiedy doszłam około 9.00, żeby ją wygonić z pola do domu :P, zastałam w furtce wsadzony krzywo klucz (od środka, mama chciała się zamknąć w ogrodzie), który nie dał się wyjąć. Poszarpałam się, wyjęłam. Wyprawiłam mamę do domu, zamknęłam za nią furtkę, ledwie poszłam plewić - ogrodowa sąsiadka wrzeszczy zza płotu, że zapomniała klucza i czy mogę otworzyć. No poszłam, co miałam robić. I oczywiście sama włożyłam klucz tak krzywo, że potem 20 minut nie mogłam go wyjąć. Ledwie wyjęłam (i poszłam plewić), sąsiadka wychodzi i wrzeszczy, żeby jej znowu otworzyć. Wrrr. No poszłam, a klucz od ogrodowej furtki zaczął współpracować i na razie współpracuje... Dziś zachodzę rano do mamy i słyszę, że nie może otworzyć szafy. Po oględzinach doszłam, że ułamała klucz tak, że ułamany kawałek został w zamku. Nie zrobię tego, dzwoń do pana Pe. Ja idę na ogród.
Pan Pe przyszedł, naprawił, ja potem klucz dorobiłam, zastanawiając się tylko nad kwestią istnienia potworów kluczowych i jaki potwór będzie nas prześladował od jutra, hm. :P
Z innych ciekawostek. Wracam z ogrodu, a tu mama rozmraża parówki na gazie, postawiwszy bezpośrednio na palniku fajansowy talerzyk. Co ty robisz, zaraz ci to pę.... nie zdążyłam dokończyć, talerzyk poszedł w drabiazgi. No co ty wyrabiasz? Bo nie myślałam, że aż tak się rozgrzeje - brzmiała matczyna odpowiedź. No tak, parówka się miała rozmrozić, a talerz miał się nie rozgrzać, tak?
Naprawdę, trzeba coraz mocniej kontrolować wszystko, co mama wyrabia. Wydaje mi się, że sinusoida matczynych zachowań znów powoli wchodzi na górkę.
Z atrakcji i fajerwerków brat nie może jej w poniedziałek zawieźć do Lbl do okulisty, czyli znowu nas czeka wyjazd jakimś publicznym transportem... a tu dziś 811 zakażeń, w lubelskim chyba z 50, w samym Lublinie kilka. Nie wiem, chyba po prostu wsiądziemy w taksówkę, jeśli znajdziemy taksówkarza, który nas zechce wieźć, poczekać i odwieźć. Może się zamkniemy w 500 złotych :P. A za tydzień wyjazd na kontrolę.
A dziś w ogrodzie smok wielkości przecinka :)
i rusałki admirały na gnijących śliwkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz