i tyle. :P Emocje szaleją (jakby nie miały lepszego powodu), może dlatego, że hormony zgłupiały - no czuję całym ciałem i duszą, że jest jakoś inaczej niż było :P, starość nie radość, daj Boże, żeby pogrzeb był weselem... Alergia też daje, co może. Pół nocy nie spałam, wyzywając się od debilek i obiektów seksualnych :P, bo wydawało mi się, że mój zaprzyjaźniony gliniarz brzęczy w szafie, a śluzówkę miałam wyschniętą jak tekturę (ok, jak glinę w gnieździe gliniarza) i dusiłam się. A gliniarz wczoraj był przynajmniej 4 razy. Nie widziałam go (i chyba nie chcę), ale zostawił na wykładzinie kawałki gliny, których nie dał rady przykleić do drzwi szafki spryskanych środkiem owadobójczym (owady reagują na ten sprej paniką, może też je dusi). Jak już go odstraszę i nie będzie wracał, to będę musiała zniszczyć gniazdo... teraz to nie ma sensu, póki wraca, będzie odbudowywał.
Mama pojechała z bratem (jednak) do okulisty, a ja mam im przygotować obiad, zrobić drobne zakupy, odplamić obrus, podgonić maseczki, po południu iść i kupić sobie porządne trekkingowe sandały, bo ostatnie buty typu "idź na spacer" mi się połamały w podeszwach. Może już są przeceny na sandały? Może bank w końcu przeleje (po długim łikendzie) wpłatę za laptopa? Zamówienie ciągle jest "nieopłacone", brat twierdzi, że bank tak może działać. Naprawdę wolę kupować w realu i realnymi pieniędzmi z ręki do ręki.
Myślę, ile trzeba sprzedać i rozdać tym ubogim, żeby naprawdę wyszło, że wszystko. Dobrą opinię, wiarę, takie tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz