sobota, 15 sierpnia 2020

refleksja po

wysłuchaniu paru ostatnich kazań i intencji mszalnych i modlitwy wiernych w ostatnich dniach z kilku różnych sanktuariów: z upodobaniem modlimy się za naszych dobroczyńców, cały czas żyjąc w poczuciu, że przynajmniej połowa świata z nami (z Kościołem) walczy. Chciałabym raz we wstępie do mszy usłyszeć: modlimy się za dobroczyńców naszego sanktuarium tych, którzy nam źle życzą i rozpowszechniają o nas złe opinie. :P To by było przynajmniej ewangeliczne.

Poza tym myślę, że jednak lepiej (i łatwiej dla kilku osób) jest mieć złą opinie o mnie niż o tej osobie, która na tą opinię akurat zasługuje. Więc ok, dla Ciebie ja w to wchodzę. Tia, wolałabym, Żebyś jednak Się za mną Ujął. Pomny na Swe Miłosierdzie czy jak tam dziś było. :P

Nie wiem, czy na Końcu, na Sądzie, Wyjawisz zainteresowanym, kto naprawdę w której historii narozrabiał, a kto tylko był chłopcem (albo dziewczynką) do bicia. Ile w tym wszystkim jest żalu, pretensji, rozczarowań, zniechęcenia, zniesmaczenia. A ile cholernej, niewysłowionej, upartej miłości.
Jeśli w ogóle Kochasz tych chłopców (i dziewczynki) do bicia. 

I myślę, słuchając dziś i Słowa, i napuszonych kazań, jak łatwo w liturgicznej apoteozie kobiecości (łącznie z fizjologią porodu) w koronie z gwiazd dwunastu  zagubić podstawowy realny szacunek dla prawdziwej kobiecości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz