wtorek, 11 sierpnia 2020

lodówkowy potwór

atakuje...
Po pierwsze, po wczorajszej walce z moją oszronioną (acz działająca) lodówką, dziś obudziłam się późno, z bólem głowy, poczuciem wszechgorąca i totalnej niechęci i niezdolności do podjęcia życia (patrz: laptop, bank i inne sprawy, których nie ogarnę, nie ogarniam, nie chcę chcieć ogarniać.... nie nadaję się, powinnam umrzeć 20 lat temu, niech młodzi i inteligentni mają te smartg*, lapg* i e-g*, dajcie mi spokój). No zmusiłam się, żeby wstać, poczłapałam do kuchni zrobić kawę i śniadanie. Do drzwi dobija się mama. Przepraszam, że cię budzę, ale dzwoniłam już do tego faceta i on nie wiem, kiedy może przyjść, mam do ciebie prośbę taką, on powiedział, że wpadnie...

Z trudem pozbierałam do  ładu dwie szare (a mocno przegrzane i obolałe) komórki, grające w ciuciubabkę pod moją mózgoczaszką. Ale o co chodzi?
Chodziło o lodówkę. Lodówka u mamy nie działa. OK. Zostawiłam kawę i półfabrykaty śniadania na stole, pobiegłam do mamy. Sprawdzam gniazdko - działa. No to przenosimy twoje zapasy (w tym kilka chlebów z zamrażalnika) do mnie. Naładowałam koszyk, mama naładowała siatkę, idziemy. Nie będę zamykać - trajkotała mama - bo tylko na chwilę, zaraz wracam...
Poniosło mnie. Czekaj. Dwa miesiące temu menel cię okradł i obiecywałaś, jaka to będziesz ostrożna i jak to będziesz teraz uważać. Jak powiedziałam, że nie wierzę, że będziesz ostrożna, to się obraziłaś. Minęły dwa miesiące, a może i nie. I co? Wychodzisz i mieszkania nie zamykasz?
Jak na mnie wyleciała z japą, znowu ciężko obrażona. Zamknęłam mordę (znowu za dużo mówię, zawsze mówię za dużo, jeśli mamie treść się nie podoba), w duchu klęłam jak szewc. :(

No nic.  Klnąc w duchu jak szewc opróżniłam do końca maminą lodówkę. Potem stanęłam na środku swojej kuchni i nie miałam siły się rozpłakać... Skąd mam wziąć siłę, żeby uciągnąć to wszystko? Zjeść półfabrykaty śniadania, połknąć tabletkę przeciwbólową, wynieść ogórki do piwnicy (mama ostatnio do piwnicy nie zejdzie, bo się boi szczura, tego, co wygryzł dziurę w pokrywce od słoika), porobić opłaty, zrobić zakupy, podlać ogród, zdecydować coś z tym laptopem (najlepiej trzeźwo myśląc), perspektywicznie może kupić mamie nową lodówkę (ta ma kilkanaście lat, moja zresztą też...)

Lodówkowy potwór uaktywnia się przy plus trzydziestu stopniach na zewnątrz, nie sądzicie?

No i muszę ogarnąć jakoś problem klnięcia jak szewc. :P To nie jest dobre wyjście. 

 

wieczorem

No tia. Pół dnia zabawy z przeładowywaniem zawartości maminej lodówki do mojej, odgruzowywaniem kuchni, żeby do lodówki dało się dostać, mama niemal kazała mi odrywać listwę mocującą szafkę do ściany, żeby lepszy dostęp był... Cały dzień czekania na mechanika... i okazało się, że mama wyciągnęła przypadkiem wtyczkę z kontaktu, ale tak, że wyglądała na niewyciągniętą :P. 

O, lol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz