sobota, 25 lipca 2020

scenka z konserwowania ogórków

podczas gdy piekłam ciasto na imieniny ciotki i robiłam niezbędne zakupy, mama przyniosła z piwnicy słoiki, umyła je i załadowała ogórkami, po czym kazała mi dodać na każdy słoik po dwa kawałki liścia laurowego, dwa ziela angielskie, ząbek czosnku, chrzan, kawałeczek liścia lubczyku i krążek cebuli. Po czym stwierdziła, że słoiki są za pełne i wygoniła mnie do piwnicy po kolejne słoiki, po czym zrobiła totalny bałagan, wyjmując wszystko z poprzednich słoików i rozkładając całość na trzy słoiki więcej. Po czym zaczęła histerię na temat, że teraz nie zgadza się ilość ziarnek i listków w poszczególnych słoikach.
Wysłałam ją do łóżka. Idź się już połóż, zmęczona jesteś. Poszła. Ledwie pozalewałam zalewą te słoiki, nie wiem, po sześciu może minutach, wparowuje do kuchni z powrotem. Miałaś się położyć. Już się położyłam - brzmiała radosna odpowiedź. Wańka-wstańka :P. Mam ci pomóc, na przykład przywalając cię czymś ciężkim? - spytałam. :)))
I tak jest ze wszystkim. Będzie łazić, marudzić, kołki na głowie ciosać, aż na nos padnie, ale dobrowolnie nie pójdzie odpocząć. A jak padnie, to na trzy dni. I podstawiaj jej potem te miski do rzygania.

A ja, cóż - naprawdę zmęczona jestem, tymi ogórkami, maminym jęczeniem, własnymi hormonami, jakąś drobną infekcją w gardle... Jest gorąco, każdego loda przypłacam małym zapalonkiem i nieżycikiem górnych oddechowych. OK, to też - za.


A ciasto wyszło hm fantazyjnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz