już było widno, znowu pociemniało, grzmi, deszcz tłucze o szyby. Zostawiłam wczoraj na balkonie poduchę do siedzenia - przemyka mi przez obolałe myśli. Nie mam siły wstać, przysypiam. Deszcz tłucze o szyby, grzmi, błyska - widzę przez półzamknięte powieki. Śni mi się, że na zakończenie roku, takie normalne, niekowidowe, poszłam w piżamie.
Wstać na tyle wcześnie, żeby włączyć mszę o 7.30, to heroizm :P. Deszcz powoli ustaje, zabieram mamę na wielkie zakupy, takie raz-na-dwa-trzy-tygodnie. Przestawiłam się na taki właśnie system zakupowy. Mama jest zbuntowana i robi wszystko, żeby mi to udowodnić. Maseczka pod nosem, rękawiczka ściągnięta w połowie zakupów "bo jej niewygodnie", rąk nie wsadzi do automatu do odkażania, nie. Będzie mi udowadniać, że _ona_uważa_, że jest normalnie i nie ma żadnego wirusa.... Gorzej, że tak reaguje już 98% społeczeństwa... Tak wiem, mają dość. Też mam. Zostawiłabym tą zbuntowaną mamę (unmanageable to jedyne słowo, które mi się kojarzy :P) i uciekła w cholerę.
Chcialabym mieć chociaż przed kim (przy kim?) się wypłakać...
wieczorem
przyszedł kolejny siedmiostronicowy papir do wypełnienia w sprawie spadku, tym razem z Urzędu Miasta. A ja głupia idiotka miałam nadzieję, że tamto to był koniec... Znowu zmaganie, znowu bezradność, znowu chce mi się rzygać, jak na to patrzę.
Ciężko zmagać się samemu. Wiem. Za dobrze.
Ja jestem baba. Baba została stworzona jako ta druga do walki, nie ta pierwsza, tak? Świetnie wiem - jest kilku ludzi, którym wystarczyłoby mi powiedzieć: proszę cię, wróć. I wróciłabym jutro. Ale żaden z nich nigdy tego nie powiedział :P.
Świetnie wiem: jest walka, której podjęcie przez kogoś gdzieś tam sprawiłoby momentalnie, że i ja podjęłabym walkę o powrót. Odwrotnie pewnie nie :P. Tia, to też boli.
Jak zwykle :P.
Nie jest łatwe, jeśli nikt o ciebie nie walczy. :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz