taka raczej delikatna, przynajmniej na mój gust. W końcu - jak mawiają przyjaciele znad Wołgi :P - 30 stopni nie mróz, 30 procent nie wódka. :P W każdym razie siedzę w domu, bo wiatrzysko gorsze niż mrozek, i marzę, żeby dosypało jeszcze trochę śniegu. Na razie nie dosypuje.
Przygotowałam lekcje na najbliższe dni, obfotografowałam wszystko, co znalazło się w zasięgu okna - relacja na Ważce - i tak, Lómendilu, ja też widzę w dzisiejszych tekstach brewiarzowych, że chrzest Chrystusa jest uświęceniem całego stworzenia. Nie tylko ludzi. Wody, piachu, roślin, zwierząt. Swoją drogą, do soboru to było prostsze. Nie ma chrztu, nie ma zbawienia. Dziś pytają, co ci dał chrzest - i w zasadzie wychodzi na to, że niewiele ponad to, co otrzymują ludzie bez chrztu. Bo zbawienie teraz jest dla wszystkich, więc o co ten huk? :P Jestem dzieckiem Bożym, ok. Ale nieochrzeczeni chyba też są?
Ostatnio modne jest powtarzanie o "wierności obietnicom chrztu świętego". OK, ale jakim? Z tego co wiem, na chrzcie delikwent niczego nie przyrzeka? Z dzisiejszego kazania wynikałoby, że ta wierność polega na chodzeniu w niedzielę do kościoła, bo ksiądz znowu psioczył w żywe kamienie, że nie chodzimy. Znaczy, że 90% jest ochrzczonych, a 30% chodzi. BTW - wczorajszego kazania nie omówiłam z dwóch powodów. Nie miałam sił ani humoru, to raz (w tych ciemnościach, przy moich uwarunkowaniach hormonalnych i w nieustannych konfrontacjach z mamą naprawdę nie daję rady), a dwa, że kazanie naprawdę nie wiem o czym było. Jednym z miliona wątków były fałszywe gwiazdy, ale ich lista wskazywała na to, że to kazanie raczej sprzed lat trzydziestu... teraz już od dawna zupełnie inne gwiazdy są. Chyba. Też mogę nie być na bieżąco.
W każdym razie zaczynamy czas per annum, znowu od pierwszego tygodnia. To trochę pocieszające dla wszystkich, co nie zauważyli adwentu, przespali Boże Narodzenie, a z postanowień noworocznych zdążyli zrezygnować. W sumie w ciągu roku nieustannie coś zaczynamy.
811.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz