zima trzy kroki do tyłu, przedwiośnie krok do przodu, obrót, zima dwa kroki w przód, przedwiośnie trzy kroki w tył - jakoś tak. Nie wiem, co to za taniec, ale rano było na plusie, cały dzień jedna wielka topiąca się mokrość
z bardzo mokrą sroką, która ewidentnie wyganiała ze swojego rewiru inne mokre sroki
z gruchającymi sierpówkami
i gęstniejącą niemal jesienną mgłą, w której ledwie udało mi się zdjąć wielkie stado szczygłów, na pewno przelotnych - nie wiem, przyleciały z północy, czy lecą na północ?
i z czyżykami, chyba też przelotnymi, w moim karmniku (niestety, dziś nie chciały pozować do zdjęcia)
- a wieczorem temperatura nagle spadła, świat znowu zamarzł i zaczął sypać śnieg.
No i weź zgadnij, o co pogodzie chodzi i jakie ma plany.
Tymczasem w robocie znowu co drugi chory, nie wiem, co będzie z zakończeniem semestru. Znaczy jakoś się na pewno skończy, ale kto zrobi całą semestralną robotę, dwie-trzy osoby? :P W tym, oczywiście, ja... a iść jutro do pracy mi się nie chce tragicznie.
Na razie ogarniam dom mamy (walcząc z molami, co namolnie się mnożą w przeróżnych zapasach spożywczych w kuchni), ogarniam zakupy (nie wiem czemu, ale mnie naszło na modernizację zestawu toreb i torebek, kiedyś je pewnie pokażę), przygotowuję mozolnie kolejne lekcje (jutro sześć), sprawdzam prace poprawiające oceny na semestr, nie załamując już nawet specjalnie rąk nad uczniowską głupotą - i jak zwykle dzień mi się za szybko zaczyna i za szybko kończy. Jutro wrócę na 15.00, zanim ogarnę obiad, będzie ciemno. I nic mi się nie będzie chciało robić już. :P
822.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.