w śniegu :(((.
Uśmiałam się, bo na paczuszce nasion rukoli znalazłam informację: afrodyzjak :P. Gdyby zobaczyła to mama... :)))
Potem się wściekłam, bo okazało się, że z powodu minus pięć za szybą kaloryfery rozgrzały się na amen i ususzyły mi tymianek, który miał na parapecie rosnąć, a nie się suszyć :P. A potem w ramach noszenia (pisałam już, że mnie nosi? :P) okleiłam starymi spodniami :P pokrywkę do pudełka od butów, zaopatrując ją równocześnie w poduszeczkę do igieł wypchaną suchą lawendą. Jest nadzieja, że może w końcu przestanę gubić igły, tia. Ostatnią zgubiłam szyjąc wspomnianą poduszeczkę :P. Pokrywka oklejona spodniami ma docelowo skończyć jako część podbiurkowego podajnika na przydasie skomponowanego w całość z podkładką pod mysz. Potrzebuję tylko wyszukać odpowiednio duży kawał tektury (z pudełka po laptopie? chyba poniewiera się gdzieś po piwnicy?) i parę metrów koronki samoprzylepnej - i z tym mam problem, bo gdzie nie pytam, tam nie ma. Najwyżej kupię zwykłą bawełnianą i przylepię na klej magiczny....
Nio i tia, oczywiście, dlatego mnie nosi i dlatego mam pięć genialnych (nadmieniam, genialnych) pomysłów na sekundę, że, oczywiście, musiało chlupnąć w 42 dniu cyklu... kiedy już znowu zaczynałam mieć nadzieję, że koniec z tym cholerstwem (i z genialnymi pomysłami)...
NIENAWIDZĘ BYĆ BABĄ. Fuj. To obrzydliwe i śmierdzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.