sobota, 6 marca 2021

dni są za krótkie :P

 czyli znowu brakuje mi doby, a konkretnie nie mieszczę się w żadnych ustalonych godzinach funkcjonowania czegokolwiek - zaczynając od godzin  otwarcia sklepów, poprzez godziny dyżurów spowiednika i godziny parafialnych mszy, aż do godzin wschodu i zachodu słońca... no nie wyrabiam się. Mam wrażenie, że wszystkie czynności teraz zajmują mi dwa razy tyle czasu co dwa-trzy lata temu :P. Wstaję wcześniej, a potem i tak brakuje mi czasu. Na wszystko. Z niczym nie zdążam. Jak gdzieś dobiegam, to akurat zamykają. :P

W dodatku mam awarię w bloku i w moim pionie od czwartku nie ma zimnej wody... gdzieś na dole się leje i zakręcili pion. Spłukiwanie kibla gorącą wodą z miski już trzeci dzień z rzędu jest o tyle niewygodne, co nieekonomiczne. Nie wiem, kiedy zbuntują się kwiatki podlewane ciepłą wodą. Kąpiel pod gorącym prysznicem bez możliwości schłodzenia zimnym kurkiem nie wchodzi w grę, tylko poparzyć się można. Umówiłam się z mamą, że jutro idę się do niej wykąpać. :P

O mamie pisząc. Rano spaliłam jej chwytak do garnków, co skończyło się nabyciem w trybie szybkim (i tuż przed zamknięciem sklepu) pary kuchennych rękawic. Mama ponarzekała, że duże :P i że używać ich nie będzie (ok, _ja_ będę), ale myślę, że z czasem się przekona - dziś na przykład wchodzę, a mama odkurza. Odkurzaczem. Tym samym, który po tym, jak go kupiłam, został okrzyczany jako zbyt ciężki, skomplikowany i nie nadający się do użytku. :P 

Na spowiedź nie zdążyłam zapolować. Generalnie mam ochotę pojęczeć, że do d* z takim dniem i nic mi się dziś nie udało (oprócz przypalenia chwytaka i spóźniania się wszędzie i na wszystko). Próbowałam, Agajo, wejść na tego linka, ale pod linkiem był tylko filmik reklamowy w kilku językach, a transmisja na żywo kazała mi się logować... byłam akurat w ogrodzie i próbowałam podłączyć się z telefonu, nie wiem, może internet za słaby był, w każdym razie zrezygnowałam z prób połączenia się po kilkunastu minutach, jako że pewnie już i tak Was pokazali. :(  No ale kupiłam dziś jednak te rękawice (i młynek do kardamonu), ogarnęłam trochę mieszkanie, posprzątałam kawałek klatki schodowej (jak ja nie posprzątam, to można się przykleić, więc czasem sprzątam), zalazłam nawet do ogrodu i posprzątałam wszystkie patyki po cięciu drzewek i trochę liści, co nagromadzone przez zimę zaczynały zaduszać trawnik. 

Przy okazji sprzątania klatki porozmawiałam z Panią Wu. Pani Wu jest zadeklarowaną antyszczepionkowczynią :) i spodziewa się, że zaszczepieni niebawem wymrą jak muchy, a przynajmniej zmodyfikują się genetycznie lub zaczną świecić po zmroku (lub w świetle UV). O odbieraniu wi-fi na plombach w uzębieniu Pani Wu nie wspomniała tylko dlatego, że jest w takim wieku, w którym nie do końca się wie, co to jest to wi-fi (i plomby też, z racji używania protez zębowych). Tak czy inaczej zauważam ciekawą prawidłowość: każdy z antyszczepionkowców, z którymi rozmawiam, zna osobiście _jedną_ osobę, która miała jakieś niemiłe skutki uboczne (najczęściej gorączkę około 39 stopni przez dwa-trzy dni), ale żaden z nich nie chce słyszeć o przypadkach, które takich skutków ubocznych nie miały. Podejrzewam, że Pani Wu nadal będzie ogłaszać, jak to jej znajomy nauczyciel Pan Gie szczepionkę poważnie odchorował, ale nie zająknie się w rozmowie z nikim, że jej sąsiadki (czyli ja i Pani Jot z pierwszego piętra) większych skutków ubocznych szczepienia nie odnotowały... 

Dobra. Ostatnia sprawa, o której miałam napisać, to wczorajsza matura. Oglądam ten arkusz i oglądam, i żadnych większych ułatwień okołokowidowych nie widzę, matura jak matura, może e-mail trochę łatwiejszy niż niektóre bywały. Ani słuchanie, ani teksty nie odbiegają specjalnie poziomem trudności od przeciętnej matury podstawowej. Jeśli tak samo zrobią w maju, to biedni maturzyści, którzy liczyli na jakieś wielkie ułatwienia... 

4 komentarze:

  1. Tak, pod linkiem było zaproszenie (i tam byliśmy) a transmisja pod wskazanym na końcu. Znaczy nagranie nadal można obejrzeć i nie trzeba się logować, co właśnie sprawdziłm (nacisnęłam "nie teraz" jak i logowanie zaproponowało). Ciekawe to było, nasze Filipinki i Chińczycy wytrwali do końca, czyli do 1 w nocy ich czasu. To świadczy, że było to dla nich ważne.
    Gdybyś ew. jeszcze chciała, to ks, Greg mówił ok. 15:10 czy 15:15, godzin i 15 min po rozpoczęciu. Ale to w sumie tylko ciekawostka, przecież nie musisz ;). Dla nas to był ważny z oczywistych względów, dla innych niekoniecznie.

    Tak, tak to dokładnie taki jest mechanizm. Ktoś zgorączkował i to jest dramat, ale nie wspomni się o tych wszystkich, których nawet ręka nie bolała - i nie przyjmuje do wiadomości. I chyba nie ma na to lekarstwa. Jedyne co zostaje to starać się wyciągnąć naukę dla siebie, by unikać takiej postawy (ona nie tylko szczepionek dotyczy).

    Ale się tu rozgadałam u Ciebie dzisiaj. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jaaacie, dwa komentarze, aaaleś się rozgadała :P.

      Gdybyś mogła kiedyś przy chwili wysłać mi linka bezpośredniego, to może udałoby mi się wejść, moja motywacja chyba rzeczywiście jest za niska na kombinowanie i szukanie.

      Usuń
  2. Cioteczna siostra bratowej teściowej córki mojej ciotki (jakoś tak) zaszczepiła się, a następnego dnia umarła. Toż to dopiero dowód dla antyszczepionkowców. Ciotka, mimo że ma termin, stwierdziła, że rezygnuje ze szczepienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziś znowu miałam wrażenie, że nie mieszczę się w kluczu :P , bo powiedzialam, że nie mialam większej gorączki ani żadnych innych objawów w rozmowie telefonicznej z panią-uważającą-że-szczepionka-zabija...

      Usuń