wtorek, 2 marca 2021

o sługach i katedrach (Mojżesza)

 walcząc z dalszym ciągiem totalnego rozbicia :P (Panie Boże, jak już Musiałeś mnie Stwarzać, to czemu Stworzyłeś mnie taką ciamajdą i sirotą? Nie ogarniam nawet obsługi siebie :P. Zawsze zresztą tak było... czasami bywa to rozpaczliwe. OK, pewnie więcej w tym egoizmu i urażonej pychy niż czegokolwiek innego, ale. Bywają bardzo bolesne sytuacje, bo co chwilę znowu czegoś nie ogarnęłam w siroctwie i ciamajdostwie swoim...nie potrafię się wywinąć spomiędzy oskarżeń, że robię to złośliwie, specjalnie, z grzeszną intencją... i znowu Masz pole do Popisu: jeśli mnie Obronisz, jeśli mnie Kochasz, jeśli Staniesz po mojej stronie... - a jeśli nie?) - więc walcząc (a może już i nie walcząc) ze stanem totalnego rozbicia, ogarnąwszy poranną część klasruma, zbierając się do siąścia nad poranną częścią oficjum, czytając dzisiejsze Słowo i blogowe komentarze do Niego - cóż. 

Pisze siostra Miriam, że "My sami czynimy innych wyniosłymi, wywyższonymi i "większymi". Nazywamy ich mistrzami, nauczycielami, do tego stopnia, że bardziej wierzą w to, że nimi są niż w to, że są naszymi braćmi."

Pewnie tak. Myślę o sławach internetowych i duchowych mistrzach, co pokończyli jak pokończyli - czy tylko dlatego, że nadmuchiwały ich tysiące lajków? Myślę o tych, co obecnie są nadmuchiwani komentarzami na kanałach jutjubowych, twitterach, FB, na przeróżnych katolickich portalach i blogach. Myślę też o różnych obrazkach z reala - że sami kreujemy sobie niektórych na chodzące świętości, nadludzi. I myślę o ich rzeczywistościach, przecież innych i bardziej rzeczywistych niż napuszone, wymuskane wypowiedzi. Wielu z tych ludzi ma poważne problemy ze sobą... Zonk polega na tym, że nie da się im pomóc, póki udają, że są "ponad", i póki traktuje się ich "ponad". 

Przyjąć prawdę, że nikt tu nie jest dla mnie mistrzem, że ja nie jestem mistrzem dla nikogo. Nikt tu nikogo nie prowadzi - idziemy razem, przewracamy się obok siebie, niejednokrotnie podcinając drugiemu nogi. Patrzymy na swoje upadki i upadki tego drugiego. Czasem uda nam się podać komuś rękę albo podnieść, czasem kogoś wpychamy w jeszcze większe błoto. Ale nie ma w tej bajce Jody i padawana :P... ani jednego, nigdzie. Nie ma sensu chcieć być dla kogokolwiek mistrzem Jedi, nie ta bajka.

Śmieszne, że odkrywanie powyższego zajęło mi ostatnich kilkanaście lat... i że aż tak mocno musiałam się potłuc. 

Czuję się w końcu na tyle dobrze po szczepieniu, że zacznę dziś polowanie na spowiedź. Nie wiem, może znowu oberwę po d. Pewnie tak... 


wieczorem

do spowiedzi nie dotarłam, chociaż polowanie zaczęte. Weszłam do kościoła, skonstatowałam kto spowiada i wyszłam :P. Jednak obrywać po d* mogę tylko w dobrym humorze... a humor bardzo powoli mi się poprawia :P.

W ogrodzie śnieg zasadniczo stopniał, przebiśniegi nie mają chwilowo co przebijać.


Spotkałam pierwszego w tym roku grzywacza.


Tak, jak zwykle złapało ostrość na plątaninę gałęzi :P. Ale grzywacz bezsprzecznie jest. Nie wiem, czy jedne grzywacz czyni wiosnę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz