i uprzyjemnia mi chociaż trochę ponury listopadowy dzień. Dziś cały dzień lało, temperatury bliskie zeru, ciemno, buro i ponuro. Zaczynam pić herbatki z dziurawca i kawę z kardamonem na podniesienie uszu. I nastroju.
Jak wchodzisz w wiek, w którym zaczyna się staż na emeryta, coraz częściej myślisz, co byś jeszcze w życiu zrobił(a), gdybyś dowiedział(a) się, że masz przekroczoną wartość markerów nowotworowych. Okazało się, że ja nie mam :), no ale pozastanawiać się zdążyłam. :P Błogosławione czasy, kiedy "marker" znaczyło tyle, co "grubo piszący flamaster". Amen.
No ale markery w normie, a pani okulistka zaglądając mi w siatkówkę jak chłop koniowi w zęby orzekła, że na 51 lat to moja siatkówka jeszcze nie wygląda. Więc może zdążę skończyć ten staż.
A na balkonie dożywia się ptactwo.
Karmnik zamontuję, jak zrobię na niego nową klatkę przeciwkawkową i przeciwgołębną :P - przyniosłam już nawet materiał, trza by przysiąść i wykonać. Mam też do kupienia pierwszą przedadwentową pomarańczę i cytrynę - na suszone skórki do pierniczków. Jutro?
Mama z własnej woli umówiła się na poniedziałek na konsultacje w sprawie aparatu słuchowego. Oczywiście, że muszę z nią pójść. No, zobaczymy.
760.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.