środa, 22 listopada 2023

i znowu walnęłam łbem w życie

 i znowu mam totalnie dość. I znowu, oczywiście, chodzi o mamę. I o jej aparaty słuchowe. W ogóle to może by było dobrze, gdybym mogła 100% swojego czasu i energii poświęcać na sprawy mamy, wtedy bym była na bieżąco, mogła z nią wszędzie pójść, gdzie i kiedy tylko sobie wymarzy, i być może udałoby mi się jej nie urazić...

W poniedziałek byłyśmy razem na badaniu słuchu, którego z powodu zalepionych uszu nie dało się wykonać. Mama dostała wizytę u laryngologa na dziś na 10.00. Ok, mówię, ale ja jestem w pracy, więc pójdziesz sama. Z panią od badań umówiłam się, że zadzwoni do mnie i mi opowie o tych aparatach wszystko, co powinnam wiedzieć. Zaproponowałam wprawdzie, że zajdę i wypytam osobiście, ale oświadczyła, że w środę to ona na pewno nie ma czasu. 

Dobra. Nadeszła środa. Jeszcze zdążyłam odebrać telefon, że mama ma przyjść na 10.20, nie na 10.00 - przekazałam, poleciałam do pracy. Wracam przed 15.00 - mamy nie ma. Na stole kartka o treści: poszłam dowiedzieć się więcej szczegółów o aparaty słuchowe. Jestem w tym gabinecie.

Acha, myślę. I co teraz? Iść do niej? Ugotować jej obiad? Czy co? Ponieważ mama się nie pojawiała, odpisałam: a ja jestem w tej kuchni i nie wiem, o której wyszłaś i czego ode mnie oczekujesz, a twój telefon leży na twoim biurku. 

Przyszła, przeczytała i ciężko się obraziła. Ano. Taki już mój los chyba i raczej się to nie zmieni... a poczucie winy będzie mi jeszcze w grobie towarzyszyć. Że za dużo miejsca zajmuję i zatruwam środowisko, na przykład. 

A w szkole dzień też do najłatwiejszych nie należał. 
A pani od aparatów słuchowych pracuje do 17.00 i pewnie już dziś nie zadzwoni.
A mama będzie na mnie obrażona z tydzień. 
A ja będę się czuła winna aż do następnego razu, kiedy znowu coś narozrabiam i zdobędę nowy powód do czucia się winną. 

A za oknem cukier puder śniegu


i grubodziób na modrzewiu.



I naprawdę mam szczerze dość.


PS. Mama się pogodziła, bo zginęły jej okulary i ktoś ich musiał poszukać :P. 

PS2. Jest 21.49, właśnie skończyłam dzisiejszą porcję współpracy z korektorem książki... Korekta jest tak samo męcząca jak praca nad tekstem. A bardziej fffkurzająca, duużo bardziej. Nieraz mi się chce powiedzieć: gościu, wyluzuj, nie czepiaj się głupot. No ale facet chce uczciwie zarobić swoją kasę...  i tyle.

765.

2 komentarze:

  1. Życie z kimś, kto się obraża jest mega trudne.
    Zostawianie telefonu w domu - to chyba wielu starszych pań przypadłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś rozmawiałam z panią dobierającą aparaty słuchowe i ona powiedziała, że moja mama jest wyjątkowo nadreaktywna na bodźce. No jest. Prawdopodobnie w dużej mierze przeze mnie. Przez fakt mojego istnienia.

      Usuń