czwartek, 29 kwietnia 2021

gdyby nie

 remont u sąsiada, to pewnie bym dziś wcale nie wstała :P. No, wstałam, obrobiłam się, obrobiłam oficjum, klasrum (to chyba jakieś rzeczywistości pokrewne, w każdym razie gramatycznie), zajrzałam do mamy, zrobiłam niezbędne zakupy. Koło 11.00 pobiegłam do pracy. Nie zachodząc po drodze na pocztę, żeby zapłacić za telefon, nie. Bo szybko wypiszę te świadectwa i zapłacę wracając. :P 
Boże, Miej litość nad naiwnymi. 

Wpadam do pracy, wita mnie jęk, zawodzenie i zgrzytanie zębami. Nie mam ochoty pisać, co się działo, bo jeszcze z pracy za szczerość wylecę i po co mi to na jedną zaledwie dekadę przed emeryturą. W każdym razie próbowałam pomóc, za co potem oberwałam, bezczelnie domagałam się argumentów, dlaczego obrywam, usłyszałam że "bo tak", potem przyszła druga pani, która poprawiła Jedynie Słuszną Koncepcję Graficzną mniej więcej tak jak ja, tylko trochę gorzej - a ja wycofałam się na z góry ustalone pozycje, czyli do arkuszy ocen i świadectw.  Sprawdziłam arkusze, błędów niet. Pobrałam druki świadectw, uciekłam do jakiejś pustej sali, wypisałam cztery świadectwa, zorientowałam się, że mam za mało druków. A tak, dwa druki tu pani zostawiła - mówi mi Pani w sekretariacie. I prosi o pomoc, bo Panie Poprawiające tak poprawiły, że jest źle. 

Siadam, poprawiam, zabieram druki, wracam do pisania. Wypisałam piąte świadectwo. Puk puk. Wchodzi Pani Be. Ty se tu okno otwórz, bo tu jakaś chemia śmierdzi - mówi mi. Może i śmierdzi, ja nie wiem, alergik jestem. No ale grzecznie otwieram okno, potem jeszcze coś, jeszcze inna pierdoleta, dobra, w końcu pani Be wychodzi. Wypisuję połowę szóstego świadectwa. Wchodzi Pani Ka. Mam ochotę wystawić ją za okno, w końcu otwarte. Nie nie, ona tylko weźmie swoje rzeczy. Bierze, ale musi się wyżalić, zresztą słusznie. OK, Pani Ka wychodzi. Kończę szóste świadectwo, zaczynam siódme. Wchodzi Pani A. Bo ona.... i tu opis sytuacji. Pani A., to nie do mnie, to do Pani Dyrektor. Ale to ja jestem wychowawczynią, może ja bym... Nie, Pani A., ja już dziś opiiii dostałam, proszę iść do Pani Dyrektor. Pani A. wychodzi.

Kończę siódme świadectwo, wypisuję ósme - ostatnie - zaczynam wykreskowywać puste rubryczki. Puk puk. Wchodzi pani A. Ona była u Pani Dyrektor i musi mi o tym opowiedzieć. Dobra, w końcu wychodzi. Wykreskowuję dalej. Chyba na piątym wykreskowywanym wchodzi Sama Jej Wysokość. Bo trzeba jeszcze to i to. Plan zmienić, opinię napisać. 

Za oknem zaczyna lać. OK, myślę, i tak do domu nie pójdę. Wysłuchuję grzecznie Szefowej, w końcu deszcz przestaje, ja demonstracyjnie wracam do kreskowania. Szefowa wychodzi, kończę kreskowanie. Zbieram papiry, patrzę na zegarek: piętnasta trzydzieści. A, to dlatego tak cicho. :P W szkole już tylko Jej Wysokość. Oddaję arkusze, świadectwa. Wysłuchuję jeszcze kilku problemów, nie, nie mam, nie, nie mogę. Tak, jutro będę koło dziesiątej. No jak koło dziesiątej?!!! - słyszę oburzony wykrzyknik. Pół godziny przed rozdaniem świadectw, to mało? - pytam spokojnie. Co ja wam tu pomogę wcześniej? I nie mam złudzeń, z tyłu głowy dźwięczy wyraźnie, że nawet gdybym przyszła o 7.30, nie miałabym chwili wolnego, już by mi coś znalazły. :P Ale niedoczekanie. :P

Wychodzę. Za blokami wisi kolejna deszczowa chmura. Byle do domu... rezygnuję z zakupów, tak wiem, dalej nie mam rękawiczek na maturę. W domu wita mnie drrrrr łup łup. Już dwóch sąsiadów w trakcie remontu, podobno trzeci się szykuje. Super, myślę, wredota jedna - jak tylko wy skończycie, ja zaczynam, ale tak z przestawianiem ścian :P. 

Zdejmuję buty i wita mnie dziura w skarpetce. Ta ostatnia kropelka do przelania menisku wypukłego - siadam i ryczę. :P Po porządnym wyryczeniu się obiad, potem zacerować dziurę, ubrać się, wyjść na pocztę zapłacić ten telefon. Wrrrr. Łup łup. Włączam mszę. Dzwoni telefon. Daj mi kwadrans - wrzeszczę w słuchawkę i ni cholery nie umiem się rozłączyć. :P Potem próbuję oddzwonić - cisza. 

Panie Boże, ja chcę tylko ławeczkę w parku, pod drzewem, w rogu żywopłotu. Żeby było ciepło. I żeby nikt już nic ode mnie nie chciał. I żadnych piii***onych telefonów.

Mam dość. Jeśli to jest życie, to ja go wcale nie chcę. Słyszysz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz