z naciskiem na to drugie. Z odrobiną błękitu.
Rano lekcje, potem pierwsza część papirów, potem pobiegłam do szkoły liczyć frekwencję, potem nie wytrzymałam i poleciałam nad Wisłę, po powrocie znowu zagrzebałam się w papirach, licząc frekwencję po raz chyba ósmy w tej - jak powiedzieliby studenci - zimowej sesji... Na osłodę jeszcze przygotowałam lekcje na jutro. Życie prywatne? Że jakie życie?
Dochodzi 22.00, padam na ryj, nade mną nawis niesprawdzonych prac - od tygodnia powtarzam, że wezmę się za nie jutro, i od tygodnia co dzień dostaję jakieś nowe zlecenie na jakieś papiry... I pomyśleć, że kiedyś nauczyciel to był ten, co uczył, a nie ten, co wypełniał tabelki. Ale to było dawno.
W tym szczególnym dniu życzę Ci tej słodyczy, jaka płynie ze wzajemnej miłości do Pana...
OdpowiedzUsuń