rzadko (mi?) się zdarza, żeby ktoś zapytał wprost: jaki sens ma _twoje_ życie. Nie jaki sens ma życie według katechizmu czy podręcznika do religii, nie jaki sens ma abstrakcyjne życie, tylko takie życie jak ty masz.
Wydaje mi się, że sensem mojego życia jest żyć tak, żeby na Koniec móc spojrzeć Bogu w oczy. I móc wtedy usłyszeć, co On mi (od)Powie, o co Mu w zasadzie z tym wszystkim chodziło. Tyle.
Właśnie zaczął się kolejny trudny dzień po nocy, która obiektywnie była za krótka, a subiektywnie i tak nieprzespana :P. Wczoraj do 23.00 międliłam plan, do po północy międliłam pompejankę, szczęściem lekcje przygotowałam już wczoraj, tylko prace dalej nie sprawdzone leżą w kwarantannie... a potem nie mogłam zasnąć, a potem obudziłam się po dwóch godzinach i miałam dość :P. Ciało zachowuje się dziwnie :P, ale ciągle jeszcze mam nadzieję, że wiekowi reprodukcyjnemu powiedziałam do widzenia :P. W edukacyjnym środowisku krążą wieści o nauczycielach z sąsiedniej szkoły, co zarazili się koronag* w czasie badania okresowego u laryngologa... Siedzą w domu, szkoła kwarantanny nie ma. I tak. W każdym razie żeby iść do lekarza, trzeba mieć poważniejszy problem niż geriatria :P.
Znowu mam ochotę się skląć na dobry początek dnia, żeby mieć siłę do czegokolwiek. :((((
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz