środa, 2 września 2020

pierwszy dzień

zajęć i już ktoś nie przyszedł - telefon: mogłem/mogłam mieć kontakt z osobą, która jest zakażona. Najśmieszniejsze, że wprowadzono nakaz milczenia o sprawie, ktoś jest po prostu nieobecny, a nikt nie ma prawa wiedzieć, dlaczego. Nie wolno powiedzieć: Iksa nie ma, bo boi się, że miał(a) kontakt z covidem.
Co dalej, zobaczymy.

Zmęczona, gardło drapie po pierwszych pięciu lekcjach od pół roku. Kto nie wierzy, niech stanie przed lustrem i głośno i wyraźnie gada do niego niech od 8.00 do 12.00, a potem niech napisze, jak się czuje :P. Teraz przygotowuję lekcje na jutro, też 5, ale z okienkiem, będzie chociaż kiedy herbatę wypić. W zasadzie robimy jeszcze raz nauczanie zdalne, tyle że szybko.

Boleśnie wchodzę w nowe ramki. We wstawanie o 6.30, w poranny brewiarz, w śniadanie, kiedy wcale jeszcze nie jestem głodna (ale potem aż do 13.00-14.00 nie mam chwili, żeby zjeść), w mszę onlajn po południu zamiast rano (nie zapomnieć, że rano nie włączyłam mszy...) Ciało protestuje, psychika wrzeszczy, technodebilizm kwitnie. Muszę kiedyś spróbować podpiąć laptopa pod drukarkę i sprawdzić, czy ją widzi... trochę się boję, że nie zobaczy, i co :P.

Boję się dwóch opcji: 1. że znowu z dnia na dzień wyślą nas na zdalne i nie będzie chwili, żeby to ogarnąć albo 2. że będą do upadłego udawać, że u nas zakażeń nie ma i będziemy pracować stacjonarnie do ostatniego zdrowego człowieka :P, a nikt nie będzie mógł powiedzieć, co się dzieje, bo to nie po linii. :P No ale.

Myślę o tych, co są pomocnikami Boga, i o tych, co są Bożą rolą. Jeśli tak jest, to Boża rola nie ponosi za siebie żadnej wielkiej odpowiedzialności, za to pomocnikom Boga odpowiedzialności nie zazdroszczę...

2 komentarze: