z tym cudem... plan zaakceptowany nie został. Naprawdę, mam już najszczerzej dość. Chcę na emeryturę, chcę do piachu, mam gdzieś to wszystko. Mam dość. Nie chcę więcej.
Oglądałam jakąś nabożną mszę, której kazanie można by streścić w dwóch zdaniach: ludzie, miejcie jak najwięcej dzieci i chodźcie do kościoła. Kto nie ma dużo dzieci i kto nie chodzi do kościoła, ten postępuje wbrew woli Bożej i prawdopodobnie zostanie potępiony. Nie wiem, czy mam gdzie wracać, jeśli chodzi o Kościół. Mam doła.
To był kolejny bardzo ciężki dzień, nadrabianie wszystkiego, czego nie zdążyłam zrobić przez cały miniony tydzień (bo chodziłam do pracy, a po południu przygotowywałam lekcje na jutro) - a i tak nie zdążyłam poodkurzać, nie mam już zwyczajnie siły. Mama jak zwykle, sama nie odpocznie i nikomu nie pozwoli :P.
Dobra. Dopóki żyję, mam pompejanki do odmawiania. Papa.
Naprawdę, mam większe poczucie grzechu dlatego, że rozniosłabym swoją szefową i że złośliwie nie zamierzam jej powiedzieć o błędach w jej wersji planu, niż że nie chodzę do kościoła. O dzieciach lepiej nie mówmy.
Ludzie, miejcie dużo dzieci, będzie można się na nie oburzać, że nie siedzą grzecznie w kościelnych ławkach :P Pff.
OdpowiedzUsuńPo tym tygodniu też mam ochotę do piachu. Chociaż może być piach na pustej plaży i dużo drinków pod ręką :P
ja wolę piach na słonecznej drodze w sosnowym lesie. Na piachu jaszczurki i ważki. Obok jagodniki i wrzos, i grzyby we wrzosie.
Usuń