praca :P. 6 godzin w szkole, przygotowanie lekcji. Po drodze zakupy, jeszcze muszę coś tam wydrukować, przygotować, zejdzie mi do nocy...
Czuję jakąś infekcyjkę :(, stan podgorączkowy, leciutki nieżycik górnych oddechowych. Teoretycznie powinnam dzwonić na teleporadę i nie iść do pracy :P. Problem w tym, że innych nauczycieli już nie ma i jak ja nie przyjdę, to zastępstw się nie da zrobić :P. No trochę to bez sensu. BTW. Ktoś dziś w pracy porównał teleporady lekarskie do sytuacji, kiedy w przypadku pożaru dzwonisz na straż, a miła pani w słuchawce ci tłumaczy, jak masz użyć gaśnicy :P. I że do tej pory wydawało się nam, że lekarze właśnie powinni pracować w czasie epidemii... chyba. :P Ale licytację, kto tu ma gorzej, zdecydowanie przebiła jedna z koleżanek opowiadając, jak za teleporadę u ginekologa wybuliła ponad sto złotych, a wyszło na to, że "proszę się obserwować". :P No ja się obserwuję z rosnącą ciekawością, w końcu pierwszy raz w życiu przechodzę przekwitanie. :P Nie że mi do tego teleporada potrzebna, nie.
Mama dziś poleciała na sąsiednią parafię, bo ona musi znaleźć księdza Iks, dać mu w prezencie książkę (chyba Wyznania św. Augustyna) i podziękować za całokształt. Poleciała, ale plebania zamknięta, księdza niet, nikt nie wie, chyba jest w szkole - oświadczyła Pani Ścierająca Na Mokro Schody. Nie wiem, mama w naiwności swojej (i chęci pozbycia się Augustyna, który, jak stwierdziła, do czytania się nie nadaje, ale wydany ładnie, w twardej oprawie i w ogóle) pewnie jeszcze parę razy tam poleci...
Siostra na kwarantannie, objawów nie ma, w czwartek ma być test.
Z dobrych (a przynajmniej ładnych, piękno jest dobrem :P) rzeczy:
Prawie szron. Zgęstniała z zimna rosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz