Szłam dziś rano do pracy z uczuciem bliskim temu, co może odczuwać wierzący żyd z przekonaniem, że gwałci szabat :P. Wykład na temat autyzmu i pochodnych trwał od 9.00 do 16.00 i spokojnie mógłby trwać dalej, bo Pani Prelegent wyczerpała słuchaczy, a nie temat. Według Pani Prelegent ja mam raczej NLD niż ZA. :P Może. Zresztą, cytując: każdy z nas ma w sobie jakąś formę autyzmu, kwestia tylko w tym, ile procent :P.
Pani Prelegent zresztą generalnie opowiadała o kiepsko funkcjonujących autystykach, przypadkach ze szkół specjalnych i z oddziałów psychiatrii, nie ze szkół - i raczej o chłopcach. Według niej typowa dziewczynka z ZA to płaczliwa ciamajda... no nie wiem. O autyzmie wysokofunkcjonującym Pani Prelegent nie wypowiadała się wcale, jak też i o technikach stosowanych przez przeróżnych spektrumów autystycznych, by zdemaskowani przez społeczeństwo nie zostali... widocznie jeśli sobie radzą, to problemu nie ma. :P
Zastanowiło mnie też, ile egocentrycznych zachowań zupełnie zdrowych dzieci można by spokojnie sklasyfikować jako zachowania typowe dla spektrumu. Według tego, co Pani Prelegent mówiła, sporo. BTW, Pani Prelegent podważyła spory procent opinii i orzeczeń dzieci z naszej szkoły jako zrobione niefachowo i kwalifikujące się do rediagnozy. I że czemu jeszcze 40 lat temu nie było spektrumów? Bo u nich aspekt kognitywny dominuje nad społecznym, ok, a 40 lat temu szkoła zwracała uwagę głównie na aspekt kognitywny, na społeczny mniej. Więc szkoła problemu nie widziała, więc problemu nie było. To są teraz, mówiła Pani Prelegent, nasi naukowcy, profesorowie uniwersyteccy, prawnicy. Same spektra. :P
Zmęczona jestem strasznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz