pompejanka uroczyście przed chwilą zakończona. Ostatnia z dawnej listy sprzed lat. Jutro zaczynam czterdziestą, już spoza listy - a potem zobaczymy. Nie mam ani jednego dowodu, żeby którakolwiek z moich trzydziestu dziewięciu pompejanek za kogokolwiek z tych trzydziestu dziewięciu przyniosła choćby minimalny skutek. Więc jak mi Będziesz Chciał udowodnić, że Ci nie wierzę, to Ci przypomnę te pompejanki. Czysta wiara, ani jednego dowodu. No i Masz.
Fakt, niektórzy z tych 39 to po ludzku przypadki absolutnie beznadziejne - co zresztą dzielnie udowadniają do chwili obecnej coraz to nowym występem - i nie miałam prawa spodziewać się zobaczenia choćby najmniejszego skutku. Żebyż chociaż jeden z drugim w piekle nie wylądował... i to już by był nadmiar Łaski, wiem. Tak czy siak, pewnie tego nigdy nie stwierdzę. Spodziewam się natomiast dość regularnego stwierdzania, że gnida gnidą pozostała i udowadnia to swoimi wyborami i uczynkami. Tyle w temacie pompejanek.
Poza tym zaczynam wreszcie długi łikend i może znowu ruszy czelendż, chociaż jedynym pogodnym dniem ma być jutro. Słońce, oczywiście, wróci po zakończeniu łikendu.
A kalendarze adwentowe z herbatą w rosmanie są, tyle że droższe niż miały być w internetach. Na razie czekam na rozwiązanie dilu w internecie (i strasznie opornie idzie). W międzyczasie w innej sieciówce pojawiły się maskotki i kupiłam Malątku Młodszemu takiego konika ze źrebaczkiem, jaki Malątko dostało rok temu pod choinkę, ale koniki bryknęły w siną dal podczas wojaży wakacyjnych i Malątko bardzo płakało. No więc radośnie kupiłam nowy koński zestaw (i przy okazji koci zestaw dla Malątka Starszego) i niosę do domu, pokazuję mamie, licząc na chwilę radości i co słyszę? - Ale ona (=Malątko Młodsze) już zapomniała i wcale tego nie chce.
Kurtyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.