Wyszłam dziś do pracy trochę wcześniej ze szczerą intencją odbycia jesiennego spaceru.
Nad głową wśród łysych gałęzi łysy księżyc.
Zdjęcia nie pokazują, jak było zimno.
Tylko krety chowają się głębiej.
A ptaki pochowały się zupełnie. Na zziębłej ziemi nie spotkałam ani jednego. Skrzeczały żałośnie gdzieś wysoko nad głową. Nawet na krzakach owocujących róż i berberysów pusto.
Nie dałam rady spacerować dłużej i pobiegłam do pracy.
A dzisiejsza kartka z adwentownika wygląda tak:
Herbatka Teekanne cytryna-imbir. Lepsza niż wczorajsza, ale nie moja ulubiona.
Słowo o Abrahamie i Izaaku.
Że Izaak jest typem Chrystusa, to jedno. No jest, bo jak On został oddany przez ojca, jak On niósł na górę drzewo, na którym miał umrzeć i jak On został przez Boga wybawiony od śmierci (z tym, że - w odróżnieniu - przed śmiercią, nie po). I że na pewno Abraham nie miał na myśli żadnej przepowiedni mesjańskiej, kiedy mówił, że Bóg Upatrzy Sobie Jagnię na całopalenie. Podobnie jak Kajfasz nie miał na myśli żadnej przepowiedni mesjańskiej oświadczając, że lepiej, żeby Jeden umarł za wszystkich. :P
I czy Ojciec oddając Jezusa przeżywał mniej więcej to samo, co czuł Abraham idący z nożem na Izaaka? A jeśli tak - co przeżywa Bóg, kiedy cierpimy?
A mimo to cierpimy. I co?
I kiedyś Go o to zapytam.

















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.