tyle nie zrobiłam jednego dnia co dzisiaj. Mama jest wymęczona antybiotykami, na szczęście długaśne serie już powoli się kończą i może od pojutrze będzie lepiej. Potem seria badań. I oby pomogło. W każdym razie wysprzątałam dziś jej cały dom, zrobiłam sobie obiad (mama nie je), oplewiłam kawał ogrodu, a w międzyczasie jeszcze pranie, brewiarz, kolejna pompejanka. Modlę się, żeby do tych ludzi w końcu dotarło, że to, co robią, nie ma sensu. Że to nie tak. No ale.
Przerasta mnie to wszystko. Gdyby ktoś w tym ze mną był. Ale nikt tego nie udźwignie, prawda? No właśnie, prawda. Towar deficytowy. Łatwiej żyć w kłamstwie albo chociaż w iluzji. A ja Ci, qrrrrw, ciągle wierzę, Rozumiesz? Nawet spodziewając się, że tak czy siak Zawiedziesz mnie z kretesem i ostatecznie, nie stanę przeciw Tobie. Kocham Cię. Ściano.
Może o to chodzi ze ścianą płaczu - właśnie o to, że da się kochać Ścianę. Wierzyć Ścianie. Kupie gruzów, kamieniowi na kamieniu. I to jest wiara, i to jest Bóg. Może dopiero tam. A wszystko inne o kant d potłuc.
Jest zimno, listopadki w pełni kwitnienia.
Żeby było śmieszniej, akacje też.
Z budki wyglądają sikorzęta. Już opierzone, ale jeszcze nie lotne.
Rodzice karmią je non stop. I tak, widzę, mają dość.
Ciężko jest być mamą sikorząt.
586.
Nadrobilam zaleglosci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w drodze. Metaforycznie i dosłownie.
szerokiej drogi!
Usuń