rozpoczęty skandalicznie późno wieeelką filiżanką pysznej kawy z kakao - jakoś nie mogę się przekonać do czelendżowego zadania o piciu kakao, zwłaszcza ciepłego, przyzwyczajam się powoli. Potem były zakupy, potem spacer po parku - szczegóły (z portretem bielika) zaraz na ważce. Tu tylko zajawka.
Śnieg u nas dalej leży, jest jakieś minus 2 w dzień, więc zaliczam zadanie:
posprzątałam i spróbowałam zagonić frajera do pieczenia ciastek. Z gotowego francuskiego ciasta.
Co mam powiedzieć, no da się.
Po pierwsze, jak ktoś chce piec ciastka w airfryerze, to bez pergaminu pod spodem, bo z pergaminem na pewno będą od spodu półsurowe. Po drugie, ciastka od góry są już rumiane wtedy, kiedy spód mają półsurowy i żeby je od dołu dopiec, trzeba je od góry za bardzo na mój gust przyrumienić, nawet jeśli się je przewraca pod koniec pieczenia do góry dnem. I wydaje mi się, że jednak z piekarnika są lepsze. Wolniej rosną, pewnie wyżej rosną i są bardziej kruche. Frajer to taka ciastkowa deska ratunku, jak trzeba nagle i szybko, bez liczenia na profesjonalną jakość. :P
Z kolei będę próbować mufinki czy małe biszkopciki, łotewer.
No i tak właśnie minął mi pierwszy feriowy dzień.
1115.
Mam nadzieję, że wypoczniesz nieco.
OdpowiedzUsuńoj, ja też. Mam nadzieję.
Usuń