winter bucket list

winter bucket list

niedziela, 1 grudnia 2024

no i adwent

 i kolejny, trzeci już dla mnie, rok jubileuszowy za pasem.

Miesiąc temu jakoś byłam na dniu skupienia wprowadzającym w rok jubileuszowy. Nie że teraz mam czas, ale do dziś (też) nie miałam czasu, żeby choćby skrótowo pokazać notatki. 

Zaczęło się znajomo. Bardzo znajomo:


Rok jubileuszowy. Rok szabatowy. Pamięć, radość, wyzwolenie. Dary jubileuszowe. Że wypełnieniem jubileuszu jest Mesjasz, jak u Izajasza, jak u Łukasza: TERAZ, dziś spełniły się słowa, któreście słyszeli.

Zawsze jest "teraz". Chociaż  to mało zgodne z ideą kairosu. :P Kairos chyba nie jest zawsze. Chyba jest Pawłowym przebłyskiem, chwilą. 

Bulla papieska o pielgrzymach w nadziei :klik:

Że to ma być rok relacji, rok dojrzewania, rok zmian. Rok oglądania faktów. I że łatwo wyruszyć w drogę, jeśli się zakłada, że się wie, dokąd się idzie. Niezwykle łatwo jest wyruszyć w poszukiwanie sensu zakładając, że sens się już na starcie świetnie zna. 

Jeśli zakładasz, że nie wiesz, gdzie idziesz - jeśli zakładasz, że nie wiesz, jakiego sensu szukasz - wstanie z kanapy jest heroizmem. Zwłaszcza jeśli wstajesz ze świętej kanapy. Jakiejś świętej kanapy, która jest wielkim dobrem, w której widzisz swoje miejsce w zgodzie z wiarą i nauką Kościoła. Ale widzisz jak koń dorożkarza: od klapki do klapki na oczach.

Klapki na oczach są wygodne, bo ograniczają poznanie do jednej możliwej drogi. Dobrej, świętej, wygodnej, wymarzonej, wybranej.

Wstać ze świętej kanapy i pójść. W obietnicę roku jubileuszowego. W jedno wielkie nie wiem dokąd. Z tyłu musi mnie kopnąć w d* porządne cierpienie. W przód musi mnie pociągnąć miłość. Porządna. Inaczej nie wstanę. 

Zaraz zaczną otwierać jubileuszowe drzwi. Jeśli ma to mieć sens, to bezwarunkowo i na oścież. Bez patrzenia najpierw przez wizjer. Bez zastrzeżeń, co może wejść i wyjść, a co ma zostać pod dywanem. Nawet jeśli zrobi się wielki przeciąg i poleci parę, między innymi, szyb.

Zgodzić się, że ja też mogę polecieć. 

I że postawienie siebie w funkcji Bożego przekaźnika na zasadzie zbieraj jubileuszowe łaski z Góry i rozdawaj je ludziom jest może i dobre i chlubne, ale jest właśnie jakimś rodzajem świętej kanapy. Może świętego piedestału. 

A jeśli Przyjdzie, jeśli w końcu Przyjdzie - najprawdopodobniej zupełnie nie w taki sposób, jakiego się spodziewam - a jeśli Stanie i Zakołacze. A jeśli posłyszę. A jeśli jednak otworzę te drzwi. 

Mogę sobie wymyślić, ustawić, zaprogramować świetny i święty adwent (według  mojego pomysłu). Stworzyć idealne (moim zdaniem) warunki, żeby posłyszeć. Sprężyć w sobie całą (swoją) duchową energię, żeby otworzyć. Mojemu Bogu. Bogu moich marzeń. I rozczarować się. 

Bóg jest zawsze Inny. Kto wie to lepiej niż ja? :P Ile razy jeszcze będę płakać, ile nocy przewyję, bo On znowu Wywinie mi jakiś Boski (znaczy nieludzki) numer. Jego drogi nie są naszymi drogami, Jego myśli nie są myślami naszymi. Jego Przychodzenie nie jest tym, czego się spodziewamy. 

Bóg jest Inny. Jego szabat nie jest ludzkim szabatem. Jego rok nie jest ludzkim rokiem. 

Wejście w rok jubileuszowy może być wejściem w bliski kontakt z błyskawicą. :P 

1039.

4 komentarze:

  1. Podoba mi się konkluzja.

    Mi podoba się też myślenie o jubileuszu jako czasie spojrzenia wstecz, takim rachunku sumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to też, ale rachunek sumienia to zadanie na godzinę, nie na rok.

      Usuń
  2. Się mnie ten tekst podoba. Bardzo nawet.
    (myyyślisz, że rok jubileuszowy jest, hm... odpowiedzią na ten nasz komentarz na marginesie Biblii??)

    OdpowiedzUsuń

Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.