prezent gotowy. Kolejny. Dziś okleiłam mamie szafkę w łazience, obdartą i popękaną już tak, że nawet równo okleić się nie dała - ale nie, tej szafki wcale nie trzeba było oklejać przecież... okleina do bani, bo mama zażyczyła sobie nie w kwiatki i najlepiej białą :P, no i taką ma.
A wracając do prezentu w bardziej moim guście i do czapeczek: (uwaga na lokowanie produktów)
Trochę mnie palce bolą, ale może przynajmniej ten się komuś spodoba.
Poza tym znowu kaszlę i zsypało mi całą mordę syfami, chociaż hewiran biorę - o ile mi się udaje - systematycznie. Mam ochotę uciąć sobie ten durny łeb, żeby piękności świata nie zaniżał. Albo zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z tydzień chociaż. Żeby nikt nic ode mnie nie chciał i żebym ja nie musiała nikomu pokazywać, jaka jestem koszmarnie brzydka.
No ale nic z tego, bo w te całe święta czeka mnie cała masa (bardzo trudnych dla mnie) spotkań i nic nie mogę na to poradzić. No chyba że się rozchoruję, ale tak, żeby przynajmniej przytomność stracić, bo lekkie chorowanie mnie nie zbawi :P. Obawiam się zresztą, że nawet gdybym umarła, na święta i tak musiałabym chwilowo jeszcze zmartwychwstać. :P Baby los...
Od jutra już tymczasem druga hm połowa adwentu, czyli trza brać tyłek w coraz mocniejsze troki.
1054.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.