które dziś rozłożyło mnie na łopatki.
Siedzę i wertuję Biblię, i dochodzę do niemiłego wniosku, że wszystkich tych, o których Biblia cokolwiek pisze, akurat już znam. :P Przy okazji zastanawiam się, jak sensownie przedstawiają drzewo Jessego dzieciom. Przecież w tym drzewie genealogicznym to skandal na skandalu i seksafera na seksaferze. Może ci wszyscy, o których Biblia nie pisze, byli po prostu dobrymi, nudnymi ludźmi?Swoją drogą ciekawe, że św. Mateusz i św. Łukasz tak skrupulatnie spisali te imiona, kto z kim i kto po kim. Ja znam imiona swoich pradziadków najdalej, a nie, ze strony mamy słyszałam o prapradziadku Marcinie chyba, on był ojcem Pawła, mojego pradziadka, Paweł był ojcem mojego dziadka Józefa, ojca mojej mamy. Ze strony taty, ale po kądzieli, był chyba jakiś prapradziadek Jan? On był ojcem Eleonory, żony pradziadka Bronisława? Jakoś w mojej rodzinie bardziej pamięta się imiona po żeńskich liniach, czy to przypadek? O dalszych przodkach opowiada się w mojej rodzinie historie, ale bez imion. Był taki jakiś, co był luteraninem i co dzień chodził do kirchy, na przykład. Wiem, gdzie mieszkał, wiem, że palił fajkę, z dużą dozą prawdopodobieństwa znam jego (niemieckie) nazwisko. Imienia nie.
I że o ile nie dziwi mnie totalna rozbieżność i duża doza fantazji :P w wersjach drzew genealogicznych Jezusa u św. Mateusza i św. Łukasza, to mam wrażenie, że przynajmniej trzy pokolenia w tył (ojciec, dziadek, pradziadek) panowie ewangeliści powinni jednak ze sobą uzgodnić. :P No, bo takie rzeczy to raczej się jeszcze pamięta.
1055.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.