50 uszek i ponad 50 pierogów z kapustą i z grzybami, niecałe kilo mąki, pół kilo kiszonej kapusty.
Do tego zakupy, pranie, kończenie sprzątania w domu u mamy... Rozwaliłam jej w przedpokoju skrzyneczkę na bezpieczniki. Bo w całym domu zaczął słodko śmierdzieć palony plastik, takim mdląco-duszącym zapachem palonego białka, jak stara ebonitowo-kazeinowa elektryka. Chciałam zajrzeć do bezpieczników i sprawdzić, czy nic się nie grzeje czasem - i najszybszym sposobem okazało się rozwalenie całej drewnianej skrzyneczki, która bezpieczniki skutecznie chowała. :P Korki jeszcze z wkładkami topikowymi, nie wiem, czy ktoś takie w ogóle pamięta. :P
Na szczęście nic się na razie nie grzało, smród chyba pochodził z przypalonego trzonka u patelni sąsiadów :P, a dostęp do bezpieczników raz na zawsze uzyskany został. Ale co się strachu najadłam, to moje.
1045.
Uf. Dobrze, że nu nas nie lepi się ani uszek, ani klasycznych pierogów.
OdpowiedzUsuńwidzisz, ja naprawdę lubię lepić pierogi i uszka, aż trochę żałuję, że z przyczyn profesjonalnego braku czasu ograniczam się do raz na rok. I obiecuję sobie, że na emeryturze zrobię na Wigilię pierogi z białym makiem.
UsuńLepienie jest fajne, tu się zgadzam. Tylko ja w Adwencie jestem w wiecznym niedoczasie, a u nas na Wigilii to ok. 20 osób bywa. (Ale synowa mojej szwagierki lepiła i na Wigilię kiedyś.)
UsuńJa liczę na 11 osób.
Usuń