spring bucket list

spring bucket list

wtorek, 31 grudnia 2024

ostatni wpis

 w każdym razie w tym roku :), przepraszam wszystkich, których zawiodłam. 

Ostatni w tym roku wschód słońca


i zachód słońca


a pomiędzy tymi dwoma....


parka nurogęsi


wyraźnie już zacieśniająca więzi damsko-męskie, no, z przerwą na małe conieco.


całe stada mew




czaple białe





czaple siwe




niebieskie zimorodki





czarne kormorany, wielkimi kluczami lecące na północ (niech pojezierza się już szykują na ich przyjęcie) - wiosna idzie czy co?



oraz jeden czerwony święty Mikołaj. Wprawdzie nie _ten_ Jedynie Słuszny święty Mikołaj, ale (też) niczego sobie. 


Tak czy siak, mam jakieś takie dziwne wrażenie, że czas Mikołajów, świętych czy nie,  już powoli się kończy. 

Dosiego.

1069.

poniedziałek, 30 grudnia 2024

dziś nadrabiam

 wszelkie zaległości z mijającego roku. Piorę, sprzątam, usiadłam do porządkowania zdjęć - jestem jakoś w połowie września - próbuję wyperswadować mamie, że nie musi, naprawdę nie musi trzymać w szufladach absolutnie wszystkich kwitów na absolutnie wszystko z całego ostatniego stulecia, wystarczy najnowsze pięć lat. :) A jeśli ten (epitet) rząd zechce mnie skontrolować? Oni to przecież robią co chcą? - dopytywała przerażona (perspektywą utraty 9/10 kwitów) matuś. Jakoś udało mi się ją przekonać, że nie jest specjalnie prawdopodobne, by Pan Tusk stanął w jej drzwiach z kałasznikowem, domagając się okazania kwitów z pralni z 2009 roku :P. Udało mi się na tyle, że (chyba?) wyrzuciła do makulatury zawartość jednej całej teczki z papirami i połowę drugiej. Potem jeszcze dość długo przekonywałam ją, że nie musi zapisywać na papirkach szczegółów rozliczeń finansowych między nią, mną a bratem, wystarczą akty notarialne. 

Tymczasem za oknem wzmaga się zainteresowanie karmnikiem.








(wszystkie zdjęcia z fotopułapki). 

Wracając do czelendżu, którego absolutnie nie traktuję kompulsywnie:

Czytam swój bezdyskusyjny numer jeden na zimowe wieczory (fanfary), czyli Kroniki Narnii. 




1068.


sobota, 28 grudnia 2024

zatańczyć poloneza :)

 prawie noworocznego


na wiślanym wale


w dodatku porytym przez dziki


w scenerii podmarzniętych rozlewisk


w towarzystwie samotnej mewy


dwóch czapli



i stada dzwońców



oraz nurogęsi



 zanim się przerwie srebrny sznur
i stłucze się czara złota,
i dzban się rozbije u źródła,
i w studnię kołowrót złamany wpadnie


- bezcenne.

 Koniec mowy. Wszystkiego tego wysłuchawszy:
Boga się bój
i przykazań Jego przestrzegaj,
bo cały w tym człowiek!
Bóg bowiem każdą sprawę wezwie na sąd,
wszystko, choć ukryte: czy dobre było, czy złe.

No właśnie.

Może się starzeję, ale coraz trudniej mi patrzeć na stare, rozwalone lub walące się domy. I chociaż nie mam domu :P, zawsze się łapię na myśli, że z mojego domu też tyle tylko zostanie. 

A poza tym, jak nadmieniłam gdzieś poniżej w komentarzach, mumak zaczął współpracować, chociaż opornie - kawa mi śmierdzi rozgrzanym plastikiem, a założenie (i zdjęcie) tego ustrojstwa z kawą w środku jest dla mnie bardzo trudne i szarpię się z mumakiem równo. To powinno się jednym ruchem chyba robić, a ja nie umiem. 

1066. Dzisiejszy odcinek sponsorowała bitwa pod Hastings. 

czwartek, 26 grudnia 2024

parsknęłam

 "Dzięki temu absolwenci katolickiej uczelni będą mogli potem w życiu społecznym przywracać raj na ziemi", napisał Ksiądz Rektor KUL. Chyba młody człowiek (o herezję podejrzewać go nie śmiem), skoro go to sformułowanie nie razi.  Nie, dziękuję, z rajami na ziemi mam kiepskie doświadczenia. Już jeden przerabiałam, drugiego sobie zdecydowanie nie życzę. Na szczęście o ile mi wiadomo, co do raju to już w ogóle trochę historia? Jeden był i chwatit. Mamy obiecaną nową ziemię i nowe niebo, nie żaden tam raj. Chyba. I mam nadzieję, że absolwenci sławnej uczelni jednak nam raju nie zafundują, i oby nawet nie próbowali. Gdyby któryś przypadkiem mnie czytał. A tak, byłabym zapomniała: mój najzagorzalszy fan z Azji przecież ma dyplom KULu. To ja już widzę ten (jego) raj... 

Dziś w nocy mróz, od rana słońce, oślepia mnie tak, że trudno pisać. Zaraz może wybiorę się na jaki spacer? Dawno na żadnym nie byłam. Póki co rozebrałam choinkę, rozłożyłam i złożyłam na nowo, mniej grozi zawaleniem. A ubieranie choinki w drugi dzień świąt po mszy i śniadaniu, bez spiny, to naprawdę super zabawa - polecam. 

edit: no to parę zdjęć. Z poranka






i z wieczoru:









Łabędzi było z osiem i wcale nie były nieme, znaczy gatunkowo były, a odgłosowo nie. 

Poza tym jestem posiadaczką mumaka. Niech Valarowie mnie przed nim strzegą i jego przede mną, bo go zepsuję.


(mam nadzieję, że nie postawiłam go na głowie?)

1064.