telefon :(.
Pierwszy był złotogłów, drugie lilie świętego Antoniego, a te są trzecie:
Teraz będą tygrysie, najpierw żółte, potem rude, i jakieś takie ciemne... Wychodzi na to, że mam sześć rodzajów lilii w ogrodzie.
Spowiedź.
Wiesz, Panie, kiedyś przychodziły do mnie na kontrole panie z sanepidu. To było w dawnych czasach, kiedy sanepid sprawdzał wymazy z kurzu spod szkolnego kaloryfera, a nie z nosa zarażonych jakimś wirusem... Jeśli panie z sanepidu traktowało się normalnie, jak myślące kobiety, był problem - zawsze musiały wymazać ten kurz spod kaloryfera, dać kilkanaście zaleceń, wyrazić zdumienie, że w tak fatalnych warunkach to wszystko jeszcze działa i na koniec wychodziły, pozostawiając bardzo złe wrażenie.
Do pań z sanepidu trzeba było umieć podejść. Na początek warto było wyrazić zachwyt, że przyszły, bo mam milion problemów, z którymi nie umiem sobie poradzić, a panie na pewno mi pomogą. Potem generalnie trzeba było robić z siebie idiotkę - w porównaniu do pań z sanepidu, które realizowały się w udzielaniu dobrych rad (na każdą radę trzeba było odpowiednio szeroko otwierać oczy, jęczeć: acha... i dziękować, że powiedziały coś, na co ja bym w życiu nie wpadła). Tak potraktowane panie z sanepidu czuły się dowartościowane w pozycji swej (wyższej, rzecz jasna, niż kontrolowana delikwentka) i najczęściej okazywały się nieszkodliwe... wszak nie potrzebowały mi niczego udowadniać. :P
Wydaje mi się, że w celu w miarę bezstresowego przeżycia spowiedzi należy podchodzić do spowiednika trochę jak do tamtych pań :P. Wówczas spowiednik okazuje się wcale nie taki zły jak ostatnim razem. :P Mam nadzieję, że spowiedź była ważna... a przynajmniej nie oberwałam po d* jak parę razy wcześniej...
Telefon.
Jest takie przysłowie, że na kogo losy ześlą nieszczęść kupę, ten złamie palec, ucierając. :P
W zasadzie chyba niepotrzebnie zakładałam, że telefon wytrzyma ze mną dłużej niż rok... Mam go nieodmiennie dość i ciągle nie umiem go obsługiwać, i to się pewnie do dnia spisania aktu zgonu nie zmieni. Mojego zgonu, nie zgonu telefonu. :P Bodaj zgon telefonu już się zaczął... W każdym razie mój roczny telefon zaczyna zachowywać się dziwnie. Niby łączy, minuty na liczniku lecą, ale albo ja nic nie słyszę, albo mnie nie słychać, albo oba naraz. Potrafi wyłączyć słyszalność w trakcie rozmowy, ale potrafi też sam ją włączyć, nigdy nie wiadomo (znaczy ja nie wiem) kiedy ani dlaczego. Nie, jeszcze nim o nic nie piiii***łam, chociaż nieustannie mam ochotę. :P
Nienawidzę myśli o wymianie telefonu na kolejny, którego znowu nie będę umiała obsługiwać, i który znowu po roku mi się roz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz