niedziela, 11 lipca 2021

idzie burza

 i znowu nie może przyjść... po porannej mszy, zasłoiczkowaniu dżemów, przygotowaniu i zjedzeniu obiadu po prostu zasnęłam. Nie wiem, Panie, czy mają dla Ciebie wartość moje próby odpisywania na smsy na wpół przez sen, kiedy nie trafiałam w literki totalnie. Pani Be we wtorek ma onkologiczną operację, już kolejną... nie mogę się do niej nie odzywać teraz. Nawet jeśli akurat śpię.

Obudziłam się, a burzy dalej nie ma. :(

Próbowałam uporządkować lipcowe rachunki, znowu ktoś się pomylił, przelał nie na to konto, na jednym mam nadwyżkę, na drugim takąż niedopłatę. To już któryś raz analogiczna historia. Tia wiem, powinnam se w końcu zrobić e-konto, wykupić i aktywować kartę płatniczą i zacząć się zachowywać jak człowiek, nie jak idiotka... nie umiem. Gdyby ktoś w tym koło mnie był, robił to ze mną, pokazał mi, jak to działa - może. Sama naprawdę tego nie ogarnę. A nikogo nie ma. 

Nikogo nie ma, Panie. Rozumiesz? Ma to dla Ciebie znaczenie? W sytuacji, kolejnej już, kiedy myślę, że nie poradzę sobie z tą ścianą? Kiedy znowu nie chcę żyć i żałuję, że żyję? Nie umiem żyć, nie nadaję się do życia. Rozumiesz? 

Pamiętasz ostatni raz w moim życiu, kiedy byłam przekonana, że sobie poradzę?
To było pod koniec 2007 czy na początku 2008, Formator Pierwszy, już świętej pamięci teraz, dał mi e-mail do Pani Psycholog, jeszcze nie świętej pamięci :P, kazał się skontaktować i umówić. Pamiętam, że jak dostałam do garści e-mail, stwierdziłam, że jak przez internet, to sobie poradzę. 
I co? I jak zwykle d* blada. Od tamtego czasu zawsze już było tak. Od tamtej hm terapii jestem przekonana, że do niczego się nie nadaję, wszystko robię źle i niczego nie potrafię. Kolejne wydarzenia tylko mnie w tym mniemaniu utwierdzały. 
Pamiętasz?

Nie wiem, co teraz. Nie poradzę sobie, nie ogarnę tego, nikt tego za mnie ani ze mną nie zrobi, więc nie będzie zrobione. Mama znowu będzie się na mnie wściekać, bo jestem głupia i nie radzę sobie z tym, z czym wszyscy inni sobie radzą z zamkniętymi oczami. Debilka. Idiotka. Kretynka. Gdybym wylądowała w zakonie, nie musiałabym mieć konta w banku, ani e-konta, ani karty, a rachunki płaciłaby firma. Że już nie wspomnę, że nie musiałabym mieć telefonu. Latałabym z miotłą i ścierą i czyściła kible, i byłabym zrealizowana i bezproblemowa, prawda? :P

Wniosek po dzisiejszym kazaniu... Wrócił po dwutygodniowej przerwie PeJeden i po odzwyczajeniu się od niego dziś widzę, jak bardzo jest nie do zniesienia. :P Na kazaniu nie tylko ja wyjęłam różaniec... :P :P :P. W każdym razie wniosek jest taki, że kapłaństwo w ujęciu PeJeden polega na dawaniu napomnień. To by się w sumie składało w logiczne puzzle z wczorajszą spowiedzią: kiedy kapłan może cię pouczać, czuje się zrealizowany w kapłaństwie swym i już na ciebie nie wrzeszczy. :P Ale PeJeden w tym samym kontekście mówił o kapłaństwie powszechnym.  Mianowicie że ono polega na tym, że świeccy mają _upominać_ tych, co prowadzą niemoralny tryb życia, na przykład swoich wnuków, co żyją z partnerami bez ślubu :P. I nie martwić się, jeśli zostaną odrzuceni, bo przecież Kościół prześladowany jest. 

Poważnie, takie dziś było kazanie. Tylko przykładów prześladowania Kościoła więcej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz