na dworze pod przychodnią od 7.20. Koło 8.00 w okienku dowiaduję się, że brak miejsc na dziś do jakiegokolwiek lekarza.
Kazali mi przyjść koło 12.00, ja niegrzecznie przyszłam na 9.30 i tylko dzięki temu udało mi się załapać na listę dodatkową - widziałam potem ludzi wyganianych, tych właśnie, którzy przyszli na 12.00... No ale koło 13.00 z ludzkiej łaski udało mi się wejść do gabinetu, zostałam otestowana - same minusy - i zdiagnozowana jako jakiś inny wirus. Mam go generalnie przespać, co grzecznie czynię. Leki dostałam ułatwiające oddychanie i tłumiące kaszel. Po wizycie w aptece, przy której to okazji przemokłam ile się dało, poszłam grzecznie spać.
530.
Współczuję. Moja Mama tak miała tylko na szczęście telefonicznie. Od 7 czynne, 7.15 brak miejsc.:(
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że to specjalność Polski Be.
UsuńNo, jak poszła osobiście na 7 to się dostała i weszła nawet potem wczesniej niz plan zakładał. Ale tez nie szła chora, tylko na kontrole i takie tam różne.
UsuńMyślę, ze jak wielu chorych, to zawsze jest gdzieś moment "nie dajemy rady". Gorzej jak jest zawsze bo lekarzy malo
Zdrowiej.
U nas trzeba było czekać na dworze od 6.00 do 7.30, żeby się zarejestrować. Był przymrozek. Wersja specjalnie dla chorych, a co.
UsuńBardzo współczuję
OdpowiedzUsuńU nas to norma, idzie przywyknąć.
Usuń