ze swoim zdrowiem czy raczej z jego wybrakowaniami. Wczoraj załatwiłam sobie większość dnia, bo niezależnie od kaszlu i opryszczki padło mi na żołądek (na szczęście nie na jelita) i jak poszłam spać, tak wstałam dziś rano. Do pracy chodzę, bo rady, stopnie, klasówki, cuda.
A stary laptop przekopyrtnął się w piątek, odmówił w pracy włączenia się, więc dziennik uzupełniałam z telefonu (mordęga), a lekcje prowadziłam z poziomu reala. Modląc się w międzyczasie do "tego ostatniego włoskiego świętego od laptopów" (cholera, nie pamiętam, jak miał na imię) nie uzyskałam (jak zwykle) niczego, może takich, co nie znają jego miana, zwyczajnie nie słucha. :P A zatem nie nadwyrężając już dłużej moich luterskich przekonań, po kilkukrotnych próbach odpalenia laptopa w domu - pudło - przetrząsnęłam głębiny internetowych magazynów i z bólem kieszeni nabyłam ten nowy, niestety, o 30 deko cięższy. Takiego jak był tamten nie bardzo chciałam, bo nie okazał się specjalnie wytrzymały ani długowieczny, a waga 1 kg była jego największą zaletą.
Czekając na nowego laptopa (ze świadomością konieczności ustawienia na nim wszystkiego i ilości czekających na mnie bzdur do napisania do pracy), rozebrałam - jak było widać - choinkę. I tu też była chwila grozy, bo za Chiny rozłożyć się nie dała. Więc - ryzykując gniew prapradziadka lutra - uderzyłam z kolei do świętego Józefa, oznajmiając mu wyraźnie, że jeśli mi nie pomoże i nie rozłożę tej (świątecznej... no, tu był trochę inny epitet w oryginale) choinki, to napiszę na blogu wszem i wobec, że jest taka sama wiśnia jak tamten święty od laptopów. Co opowiedziawszy: nie, nie jest. Wiśnia nie jest. Pomógł.
Choinkę rozłożyłam na kawałki, zwiozłam do piwnicy, zapakowałam w worki, ułożyłam na półce i akurat przyszedł sms że mam laptopa. Konfiguracja wszystkiego możliwego zajęła mi do samiuśkiego wieczora. Jak będzie działał, to zobaczymy.
A zatem ciągle walczę z kaszlem, opryszczką, tabelkami, pomocami, klasówkami, maturami, radami, spotkaniami, całym okołosemestralnym szaleństwem. I marzę, że przyjdzie czas, kiedy nie będę musiała. I nawet rzadko będę potrzebować laptopa.
1096.
Najskuteczniejszą pomocą techniczną, jeśli chodzi o "świętych obcowanie", jest dla mnie nasz zmarły sąsiad, wcale nieświęty, niekościelny i alkoholowy, ale za to złota rączka przy różnych naprawach. Wpadła mi śrubka do wnętrza maszyny do szycia? - panie Janku pomóż! Nie mogę odkręcić słoika? - panie Janku... I on za Zdrowaś Mario albo Wieczny odpoczynek pomaga.
OdpowiedzUsuńu mnie na ogół tak nie działa...
UsuńU mnie też nie zawsze. Ale czasem, w drobnych sprawach tak.
Usuńa ja mam generalnie złe doświadczenia z hm ze współpracą z umarłymi, świętymi czy nie. Zupełnie mnie ignorują.
Usuń