głównie wtedy, kiedy akurat byłam w pracy - ale po powrocie było jeszcze z minus pół stopnia, więc - z perspektywą kolejnych tygodni powyżej zera - rzuciłam się na rozmnaża... eee... rozmrażanie lodówki. :)
Całe żarcie wylądowało na balkonie, przykryte moją starą kurtką, żeby za szybko się nie zaciepliło. Lodówka wylała z siebie jakąś zupełnie irracjonalnie wielką ilość wody, której wytarcie i wysuszenie lodówki zabrało mi całe popołudnie. Teraz sprzęt się chłodzi, a żarcie ciągle zalega balkon. Zaraz wróci do lodówy, a ja - skończywszy akurat przygotowanie jutrzejszych lekcji i sprawdzanie klasówek - może koło 22.00 zacznę wieczorną modlitwę. I raczej nie wyrobię się przed północkiem.
1083.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.