winter bucket list

winter bucket list

poniedziałek, 13 stycznia 2025

imitacja zimy

 o poranku trochę ruchu przy karmniku, potem już nie, chyba za ciepło się zrobiło. 



Śniegu resztki. Ale dzieciaki dzielnie na sankach jeździć próbowały.





W międzyczasie chyba wspinam się na (zaśnieżone) szczyty samoanalizy :P, stwierdziwszy, iż uwieeeelbiam, jak podczas czytania jakiejś ulubionej książki (typu Podróż Wędrowca do Świtu) mam przed sobą jeszcze dużo, dużo, bardzo dużo kartek. To gwarantuje, że ulubiona opowieść nie skończy się za szybko. :) BTW: tego nie lubię w Ostatniej bitwie z cyklu o Narnii - od połowy książki mam poczucie, że to już końcówka :P.

Łotewer, dziś rano, zaczynając trzeci tom brewiarza, weszłam w doświadczenie, że przede mną jeszcze spokojny kawałek tej Opowieści. :) I to było, nie powiem, miłe. Albowiem obawiam się, że obecnie moim największym problemem życiowym jest permanentny brak czasu.  Po pierwsze, wszystko zajmuje mi więcej czasu niż jeszcze parę lat temu. Jakby świat zaczął ruszać się szybciej, podczas gdy ja zostałam przy swoim zwykłym tempie. Po drugie, ilość obowiązków, zadań, rzeczy do zrobienia i takich tam rozkoszy jakoś wcale nie chce mi się zmniejszyć. Po trzecie, zupełnie nie wiem czemu, ale jakoś sam mi się kurczy czas na przyjemności, odpoczynek, rozrywkę, a nawet na sen. Zwyczajnie po wykonaniu wszystkiego, co trzeba, zauważam, że właśnie kończy się kolejna doba. :P

Ledwie wyskrobałam wczoraj te półtorej godzinki na wieczornoniedzielny seansik Ekspresu Polarnego. W ramach zakończenia czasu Bożego Narodzenia. I nie, to nie jest mój ulubiony świąteczny film. Grafika jest dla mnie za twarda, za plastikowa. W fabule zbyt dużo epizodów rodem ze starych zręcznościowych komputerowych gierek: wceluj pociągiem pędzącym po lodzie w przełęcz między górami albo przeprowadź swoją postać po oblodzonym wiadukcie z dziurami :), o skakaniu po dachach pociągowych wagonów nie wspomnę. 

A w ogóle to piszę tyle, ponieważ w tle leci mi jakieś szkolenie o AI  - już druga sesja z pięciu. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Państwo Prowadzący nie bardzo mogą się zdecydować, do kogo mówią. I najczęściej tak w połowie szkolenia zakładają, że uczestnicy zapewne pierwszy raz słyszą o sztucznej inteligencji, i szczytem ich osiągnięć po ukończeniu szkolenia będzie zadanie jakiegoś nie do końca sensownego pytania czatowi GPT. Dużo, za dużo w tym wszystkim jakiegoś dziwacznego bełkotu o zmieniającym się świecie, treściach i metodach nauczania, jak gdyby usiłowali się tłumaczyć, dlaczego robią nam pięć godzin szkolenia o AI właśnie. 

I tak mi się kojarzy omawianie Roku Jubileuszowego w przeróżnych tekstach i artykułach mądrych ludzi, jakie ostatnio czytam. Dużą ich część zajmuje tłumaczenie się, dlaczego i po co nam toto w ogóle. A na koniec i tak sprowadzają wszystko do "idź do spowiedzi i komunii w tym roku", czyli do poziomu absolutnie podstawowego. 

1082.

2 komentarze:

  1. Mi się ta idea Roku Jubileuszowego podoba (jestem tak rozgarnięta, że jeszcze jakiś czas temu w ogóle nie wiedziałam, że jest coś takiego – w 2000 to ja do kościoła nie chodziłam). Okej, nie do końca ogarniam nadal te odpusty itd :P Ale generalnie sama teraz potrzebuję takiego "innego" roku po kilku latach pod górkę i mam nadzieję, że Pan Bóg po prostu go da. Trochę jakby się doszło do schroniska, żeby móc iść dalej z nowymi siłami.
    Tak, teolog ze mnie po zbóju :)
    Ekspres moje dzieci uwielbiają, a dla mnie jest trochę sztywny i dziwny jakiś.
    Riv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy tak. Rok jubileuszowy na pewno jakieś znaczenie (dla niektórych) ma. Tyle, że ja nie pojadę na pielgrzymkę, nie przejdę przez żadne drzwi, do odpustów i czynności magicznych :P podchodzę z genetycznie luterską nieufnością, do spowiedzi dalej - mam nadzieję - będę chodziła regularnie i w zasadzie nie widzę, co by mi się miało zmienić.

      Usuń

Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.