móc kochać to miejsce.
Kilka razy w roku tam jestem, najczęściej na cmentarzu.
I wiem, nic tam nie ma mojego. Nic, co było moje, nie przetrwało.
Tylko różowe trawy kwitną pod chmurnym niebem. Te same.
Te same latają myszołowy.
I skowronki.
Młodziutki gąsiorek, dlatego na brzuszku pstry
Młodziutki trznadel z białą, nie żółtą głową
Wchodzę do kościoła. Kiedyś wydawał mi się bardzo duży.
Uśmiecham się do świętej Rodziny, co wygląda jakby ją z plasteliny ulepił przedszkolak,
śmieję się do Maryjki z miną mojej młodszej siostry, kiedy coś przeskrobała i udawała bezdenne zdumienie: no przecież to nie ja.
Patrzę Ci w oczy i wiem: tak, wolę Ciebie jednego niż mieć cokolwiek w tym miejscu. Jeśli to musiał być wybór. OK.
Żegnają mnie nie moje kwiatki za nie moim płotem.
W domu otwieram e-mail z wydawnictwa. Tak, zgadzam się na wykorzystanie mojego tekstu, przedrukowujcie. Więcej ludzi go przeczyta. Może wyniknie z niego nawet jakieś dobro. Kto wie.
Ja bym to wszystko zupełnie inaczej poprowadziła, Panie. Wiesz?
979.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.