A poza tym długi nauczycielski łikend (ostatni, mam nadzieję) - uczczony zakupami, sprzątaniem, praniem i milionem spraw, na które nauczyciel na tygodniu absolutnie nie ma czasu. Mama wczoraj zaszczepiła się na grypę i dziś ją trochę rozkłada. Mnie drapie w gardle bez szczepienia. Na dworze nawet ciepło jak na połowę października, ale mokro i niemiło.
Tia wiem, powinnam trochę podgonić czelendża, jeśli chcę go skończyć przed zimą. Kilka zadań mam pozaczynane. Dziś kupiłam mąkę i drożdże na chleb, ale nie wiem, kiedy się zbiorę, żeby go upiec. Robię sobie sweter na drutach i jestem na jednej trzeciej. Miałam zdjęcia kolcowoju pospolitego, ale z powodu awarii karty pamięci w aparacie poooszły w siną dal i muszę podejść i zrobić kolejne. Kupiłam świeczkę o zapachu drzewa sandałowego i mam nadzieję, że będzie pachnieć wystarczająco jesiennie? W ramach kupowania ciepłego ciucha zamówiłam zimową piżamkę i czekam, aż nadejdzie. Zadania połączone ze spacerami niestety muszą poczekać na lepszą pogodę i zaprzestanie drapania w gardle moim.
Weszłam już, zdaje się, w szkolny kierat - i rytm pracy nawet mi już specjalnie nie przeszkadza, ale na niewiele innego zostaje mi czasu i sił.
Przezabawne jest to zdjęcie sójki.
OdpowiedzUsuńZdrowia.
Czasami pozują te ptaszyska zupełnie jakby wiedziały, że mają się uśmiechnąć do kamery.
Usuń