rano msza, potem wyjazd na cmentarz (pierwszy z dwóch) i resztę dnia przespałam. Nie wiem, co z tego będzie, znaczy z mojej ewentualnej grypy. Muszę jutro zrobić zakupy i obrobić drugi cmentarz no i dopóki mama nie wydobrzeje ja nie mogę się położyć, bo kto nas ogarnie.
A cmentarz dziś był ten:
Bardzo za wami tęsknię - mówiłam moim zmarłym. Za starymi pekaesami-ogórkami, co zatrzymywały się na przystanku daleko, daleko od domu. Za zupą kartoflaną gotowaną w starej letniej kuchni po drugiej stronie drogi. Jeszcze wtedy piaszczystej, bez asfaltu.
I że większość dobrych wspomnień z mojego życia - to tu.
I że rozumiem, co autor miał na myśli, pisząc o dniach, które wszystkie trwają jednocześnie i żaden się nie kończy - i to się nazywa wieczność. Bo ja bym chciała, żeby dziś było wczoraj. Jutro mam w serdecznym poważaniu, i tak nic dobrego się raczej nie stanie :P. Ale chciałabym, żeby dziś było wczoraj. Jednocześnie. Równolegle. I może Kiedyś naprawdę będzie tak.
Tylko - jeśli to możliwe - żadnego jutra, pliz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.