spring bucket list

spring bucket list

piątek, 29 listopada 2024

jak nie zgnić

 wśród tych wszystkich zgniłych wyżów i zgniłych niżów, we wszechmokrości i wszechciemnościach, kiedy cały organizm nieustannie by tylko spał, a rozsądek nieustannie podpowiada, że i tak z niczym, ale to z niczym nie zdążysz przed świętami?

Umyłam prawie połowę wszystkich rodzinnych okien, biorąc się za nie natychmiast po przyjściu z roboty i kończąc już po zachodzie słońca. :P Może jutro uda się trochę podgonić. Odebrałam pierwsze prezenty pod choinkę dla dzieciaków. Mama ciągle nie wie, jakie ciasto chce na święta, jeszcze rano miało być "coś lepszego", ale nie bardzo wiadomo co - teraz i ta koncepcja upadła i jesteśmy chwilowo zupełnie bez koncepcji. Mama zmaga się ze sprzecznymi falami przekonań - z jednej strony chęci, aby święta wypadły pokazowo, z drugiej świadomości, że to wszystko spada na mnie jedną i chyba jednak nie ze wszystkim jestem w stanie radę dać. Bo w ogóle to najlepiej byłoby kogoś wynająć do tych porządków. Już temu komuś z góry serdecznie współczując, jakoś nie mam ochoty zostawiać mamy samej na pół dnia w towarzystwie nieznanej nikomu pani z ogłoszenia. 

Poza tym notorycznie zapominam o braniu na czas acyklowiru. W d* jeża z moją mordą i jej syfami tam. Mam w życiu tyle spraw ważniejszych niż buźka jak tyłeczek niemowlęcia. 

Zdjęcia zgniłego wyżu, na przykład:



1037.

środa, 27 listopada 2024

aktualnie myję okna

 u siebie, u mamy, u brata. Ponieważ wracam z pracy po południu, wcześnie się zmierzcha, a na jutro lekcje też trza kiedyś przygotować, robota rozłoży się pewnie na cały tydzień, i to o ile pogoda dopisze. 

Apropos pogody - zmieniłam pogodynkę. Na tej więcej widać. Niestety, nie ma rysunku facecika ze wskazaniem temperatury odczuwalnej... Sprzęt podobno z okazji czarnego czwartku :P nieco tańszy był niż normalnie. Technodebilowi cały wieczór zajęło uruchamianie urządzenia. Chyba działa.


Z pozostałych przygotowań listopadowo-przedświątecznych - nabyłam wszystkie potrzebne mi i mamie kalendarze na kolejny rok. Posprzątałam balkon. Ogarnęłam stan zapasów substratów piekarniczych, kartek świątecznych i różnych innych potrzebności. Zamówiłam prezenty dla dzieciaków i myślę, że w najbliższym czasie nadejdą. 

Tymczasem na balkonie sikorki i mazurki objadają karmnik:








A za oknem na karmnik zezuje dzięcioł. Jestem pewna, że zamelduje się w karmniku lada dzień. 



1035.

poniedziałek, 25 listopada 2024

nie wyrabiam na zakrętach

 starość nie radość. Dlatego sorki, w tym roku nie będzie blogowego kalendarza adwentowego na marginesie. Ze wszystkim zalegam, z niczym nie nadążam. Dobrze, że fotopułapka robi zdjęcia sama i nie muszę jej pilnować. 





Gołąb baaardzo zdeterminowany. Ja mniej. :P

1033.

sobota, 23 listopada 2024

pierniki w obrazkach

 Najpierw przyprawa do pierników:



Potem smażenie przyprawy z miodem, cukrem i olejem


Po wystudzeniu


rozmieszać z jajkami

a potem nożem wkręcić mieszankę  w mąkę z dodatkiem sody




Jak trochę odpocznie, można zagnieść ciasto rękami


i schować pod ściereczkę na jakiś tydzień.


Ciąg dalszy nastąpi.


Poza tym zagniotłam kruche ciasto na ciastka "z wróżbami" do szkoły na andrzejki - "wróżby" typu "uśmiechnij się" i tego typu mądre sentencje mam zamiar wydrukować na drukarce atramentowej i zapiec w kruchym cieście - nie wiem, czy ktoś próbował? Nie rozpłynie się i nikogo nie struje? 

Poza tym zmontowałam imitację wieńca adwentowego z masy solnej i polimerowej lepianki  - btw potworna jest, mało plastyczna i ma straszliwe kolory, dobrze, że można je mieszać i łamać. Wieniec ma teraz tydzień, żeby wyschnąć i jak się nie rozleci, to go pokażę.

Poza tym byłam w końcu u spowiedzi i dostałam parę odpowiedzi na pytania, których nie zadałam. Tak wiem, realiów życia nie zmienię i zamiast kopać się z koniem lepiej skupić się na jasnej stronie rzeczy, doceniać chwile, zauważać drobiazgi, takie tam. Nieustająco robić swoje i mieć nadzieję, że Bóg jakimś cudem kiedyś Ogarnie całą resztę, no. Walczyć o lepszą organizację czasu i starać się wierzyć, że On naprawdę Widzi, Docenia i jak dobrze pójdzie :P to Kiedyś i jakoś mi to wszystko Wynagrodzi... ok, nie muszę w to ostatnie wierzyć, żeby żyć dobrze, tak? 

Poza tym znowu mnie zasyfiło - już było lepiej, brałam te acyklowiry co 4 godziny grzecznie i nosiłam już tylko jeden niepokaźny syf, a dziś nie wiem, w tym całym zaganianiu zapomniałam połknąć tabletkę czy co? wydaje mi się, że połykałam, ale cholera wie - i po południu na pysku wykwitły trzy śliczne, wielkie, czerwone, zaropiałe syfy. Skoro mam aż takie upośledzenie odporności, to mogłabym przynajmniej zdechnąć w spokoju chociaż... no ale nie ma tak lekko, wiem. 

I stuknęło mi 5 miesięcy od ostatniej miesiączki. I może już mi tak zostanie. Amen. 

1031.

piątek, 22 listopada 2024

drugi śnieg

 



i dla odmiany bielsze odcienie szarości:



Śnieg zdążył już zmienić się w niesympatyczną ćlapę. A przy karmniku zrobił się tłok:








Wszystkie ptasie zdjęcia z fotopułapki.

1030.

czwartek, 21 listopada 2024

pierwszy śnieg

 który nawet dosięgnął ziemi. I parę minut poleżał.


Poza tym odwiedziły mnie cztery grubodzioby






a pod wieczór nawet się przejaśniło.


Wczorajsze bure szarości stały się hm złotymi szarościami.


Modrzew za oknem, już bez grubodziobów, zyskał odcień niewiarygodny.


Zabrzanin na jego tle - cóż, sami zobaczcie.




A dziś dzień tak zagoniony, że 12 prac Herkulesa wymięka. :P Do domu weszłam około 17.30 - a że wyszłam o 7.30 rano, to po tych 10 godzinach marzyłam tylko o zdjęciu z siebie tych wszystkich zimowych ciuchów. A potem jeszcze na deser przygotowanie lekcji na jutro. Właśnie skończyłam. Maila od szefowej na razie postanowiłam zignorować, trza się skupić na zadaniach bieżących, jutro znowu na 8.00. 

1029.