czwartek, 14 listopada 2024

jakże jestem zmęczona

 i naprawdę najchętniej poszłabym już spać. 

Ciągle kaszlę, ale poza tym czuję się coraz zdrowiej (co nie znaczy, że zdrowo :P). Powolutku próbuję dawać radę. Mozolnie odbudowuję biorównowagę organizmu po antybiotyku - czuję to wyjałowienie nie tylko w układzie pokarmowym. Chciałabym więcej być na powietrzu, ale ziąb straszliwy, popaduje śnieżek (do ziemi ciągle nie dociera). Kupuję bakalie na świąteczne ciasta i składniki do przyprawy pierniczkowej, myślę o prezentach mikołajkowych i świątecznych - powoli. I właśnie skonstatowałam, że dziś czternasty i do jutra mam opłaty wszelakie. Okej...

Kupiłam też kalendarz ścienny na przyszły rok i za parę groszy nabyłam dwa dość ładne notatniki:


Ten pierwszy jest luźno oparty na motywach z Małego księcia


ale mi bardziej kojarzy się z jesiennym wanderlust - w przestrzeni i w czasie, a w czasie to raczej do tyłu. Może będę w nim zapisywać jesienne wspomnienia - kiedyś. Ten drugi nadaje się wyłącznie do zapisywania pięknych rzeczy. Jest w stylu chińsko-japońsko-koreańsko-... hm, w stylu dla mnie ogólnoazjatyckim


i w tle ma japońskie malunki i czasami jakieś pseudopismo, którego gugle nie kojarzą z żadnym językiem, ale wygląda wystarczająco egzotycznie i wystarczająco ładnie. Ten kojarzy mi się z wiosną i może nawet z drogą do przodu :P. 

Nie wiem, może kiedyś znajdę dość sił, czasu i weny, żeby jakoś je zapełnić. Zobaczymy. Na pewno nie są to zeszyty do mazania o byle czym. 

Tymczasem fotopułapka - trochę biedna, bo niedoświetlona, a ona solarna jest - nie próżnuje. 













Jak widać, ruch w interesie zachowany. :) Czasem wpadają kawki albo gołębie, ale wiele nie dają rady zdziałać i odlatują. Za parę dni planuję powiesić w karmniku kolbę kukurydzy i zobaczymy, co przyleci.

Dziś spotkałam stadko przelotnych kwiczołów obżerających blokowiskową jarzębinę. No chyba idzie ta zima jednak.

1022.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz