jednak potrzebuję L4 i chyba antybiotyku... nie chciałam, ale naprawdę nie daję rady. Trochę mi to zwolnienie teraz komplikuje parę spraw i będzie trzeba poprosić paru ludzi o pomoc pewnie. I może mi to zrobi dobrze na pokorę nawet.
Wpadł mi przelotem w oko jakiś internetowy tekst o - no właśnie, o ostatnich rycerzach Jedi wycofujących się na odległe planety, aby tam w spokoju dożyć dni swoich, pracując w ogródku. :P I tia, widzę to zjawisko. Trochę poczucie przegranej, trochę rozczarowanie, bo to nie tak miało być, trochę pewnie wykopanie z aktywności przez parę osób, które w założeniu powinny wspierać aktywność - i rycerz Jedi ląduje na zadupiu wszechświata, i sadzi marchewkę. I niech się cieszy, że ma gdzie wylądować, jeśli jakiś kawałek planety po przodkach odziedziczył...
Myślę teraz o Pani Zet. Pamiętam ją tak ze 20 lat temu. OK, miała dziwne, specyficzne oczekiwania i rzeczywistość ją pewnie przerosła tym, że historia potoczyła się w zupełnie innym kierunku. A Pani Zet na początku bardzo chciała kierunek historii wyznaczyć. Może uważała, że to jej powołanie.
Pan Bóg to jednak specyficzne poczucie humoru Ma. I zaiste dziką fantazję. I że (s)pokój naprawdę najłatwiej znaleźć w przyrodzie i w samotności. Więc najłatwiej uciec w ogródek i fotografowanie ptaków.
A za oknem dziś całe stada szpaków, chyba odlatujących, i kwiczołów, chyba przylatujących. A na balkonie mazurki.
Zdjęcia wstawię jak przyjdę od lekarza. Ależ mnie zatoki bolą, i gardło, i ucho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz