mogłoby mnie być ze dwie albo trzy, może bym wtedy ogarnęła... jedna by się zajmowała tylko pracą i miałaby co robić większość doby. Druga zajmowałaby się tylko mamą, pewnie ta by zwariowała na trzeci dzień, ale przynajmniej reszta by miała z głowy :P. Trzecia mogłaby wtedy spokojnie ogarnąć ogród. Czwarta zajęłaby się sprawami kościelno-formacyjnymi, i ta by miała najwięcej wolnego :P.
Rano lekcje, potem nie mogłam wyjść z pracy, bo akurat w dzielnicy pracowej lał deszcz (godzinę czekałam, aż przejdzie), potem zakupy, obiad, ogród - który musiałam podlać, bo w dzielnicy ogrodowej nie padało, tylko smażyło, biegiem na ostatnią internetową mszę (oczywiście się spóźniłam), potem obrabianie płatków róży i listków koperku, które przyniosłam, potem sprawdzanie uczniowskich prac...
Podobno w tą sobotę mamy sqpienie w Lbl. Jak akurat zdążyłam napisać smsa, że mogę, mama oświadczyła, że oczekuje, że w sobotę pojadę z nią na cmentarz... w sobotę przyjeżdża brat, pojadą razem. Ja w takim razie wybiorę się jutro po pracy, zrobię porządek, żeby mogli przyjechać na gotowe :P, bo inaczej matka mi tam padnie trupem, tak będzie sprzątać i pucować... Nie łudzę się, i tak będą sprzątać, poprawiać i pucować, ale może już przynajmniej nie padnie :P.
Zadzwonię do ciebie jutro, Kawo z m., mam kilka pytań. Jak zajrzysz rano, możesz dać mi znać, o której mniej więcej można dzwonić, dobrze?
Wieczorem wpadłam jeszcze do mamy zapuścić jej do oczu krople, a ona mi oświadcza z pełnym przekonaniem, że jutro przecież nie pracuję, bo środy mam wolne :P. Od kiedy? - dziwię się. Pewnie jej się z Bożym Ciałem pomyliło? :P Więc znowu musiałam zawieść kilka matczynych oczekiwań - albo sprężyć się jak mała sprężynka i zrobić to wszystko _po_ pracy. Najlepiej w drodze na cmentarz. :P
Naprawdę, mam już tak dość tego wszystkiego, że zostawiłabym cały ten *** bez mrugnięcia okiem.
PS a w ogóle to bym chciała, żeby ktoś za mnie jadł, spał i spełniał pozostałe funkcje fizjologiczne, wtedy miałabym dużo więcej czasu i sił. :P Po co mi to wszystko, no. Chciałabym nie musieć spać, nie musieć jeść ani pić, nie musieć miesiączkować, nie zapadać na choroby, nie męczyć się, być w przynajmniej pięciu miejscach na raz i w każdym wykonywać inne czynności, których ktoś akurat ode mnie oczekuje, takie tam. Jak o tym myślę głębiej, to chciałabym wyrzucić z siebie to wszystko, co jest mną, a pomnożyć to wszystko, co spełnia czyjeś oczekiwania/pragnienia/potrzeby. Bo ja naprawdę w tym wszystkim jestem najmniej potrzebna w sumie, tylko przeszkadzam. Jakby tak mieć pięć robotów do spełniania ludzkich (i Bożych?) życzeń zamiast jednej mnie, która tylko wiecznie sprawia kłopoty, nigdzie nie zdąża i dla nikogo nie ma czasu, bo akurat musi robić co innego/być gdzie indziej, nie byłoby lepiej, hę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz