autumnbucket list

autumnbucket list

czwartek, 9 października 2025

herbatka

 


rozgrzała.


Mama, jak było do przewidzenia, jak miód.

W karmniku pojawiły się obok bogatek


także modraszki.




Tymczasem w aparacie siadła mi karta pamięci i  nawet sformatować się nie da, muszę kupić nową. 

środa, 8 października 2025

mgła, mama i karmnik

 


Miasto wyglądało tak:


Miejsce mojego spaceru też tonęło we mgle.





Tym czerwieńsze były liście dzikiego wina.


I tym ozdobniejsze pajęczyny.




To tyle w temacie spaceru.


W temacie mamy. Mama, obawiam się, właśnie miała górkę. Kto nie wie, moja mama funkcjonuje na sinusoidzie: jak zalicza górkę, czepia się do wszystkiego i jest tak upierdliwie nieznośna, że to się absolutnie musi skończyć wielką awanturą. Po czym matuś konstatuje, że przesadziła, sinusoida zjeżdża, mama się  chwilowo uspokaja, następuje faza do rany przyłóż - a potem znowu stopniowo rośnie, nabrzmiewa i pęka.

A więc mama akurat miała górkę. O pierdołach nie ma co pisać, ale wczoraj mi tak dowaliła, że cudem nie pękłam - a dziś już pękłam. I dopiero po awanturze uspokoiła się, i jest aktualnie spokój, okupiony moimi wyrzutami sumienia i moim osobistym dołem i kryzysem wszystkiego. Ale w to dupie mam, nikogo moje kryzysy i tak nie obchodzą - byleby trochę było spokoju wreszcie. Po kolei? Proszę, niech będzie po kolei.

No więc po ostatnich pomniejszych pomysłach, na które spokojnie się godziłam i pozwalałam mamie robić, co tylko chce, byleby tylko dała mi spokój - wczoraj był u nas na parafii odpust, który uczciłam spowiedzią, a po przyjściu do domu opowiadałam mamie, jak było, kto był, kto kazanie mówił, kto spowiadał - i mówię, że byłam u spowiedzi. Na co mama tonem powątpiewającym: a rozgrzeszenie to ty dostałaś? Poczułam się trochę jakby mi dała w pysk. No ale nic, zmilczałam. Idiotka jestem skretyniała, bo powinnam wiedzieć, że już-już pryszcz wybija i dziś uważać. Bo wybiło dziś.

Bo miałam wrócić z pracy koło pierwszej i zrobić obiad. Wchodzę do mamy o pierwszej dwadzieścia pięć, spocona, zmęczona, obładowana zakupami - i słyszę zarzuty, że ja się szlajam, a ona tu się denerwuje, że mnie nie ma, że już sama zaczęła kartofle obierać, że mam popatrzeć, która jest godzina i w ogóle. Ale mamo, protestuję, miałam być koło pierwszej, jest pierwsza dwadzieścia pięć, czy to taka wielka różnica? Oczywiście, że wielka różnica, bo mama już mało z nerwów nie umarła. I w ogóle to ja jestem bezczelna i uparta, i zawsze muszę mieć rację, i jestem najgorszą córką we wszechświecie, bo nie przyfrunęłam z pracy pierwsza punkt. I do tego cholera wie czemu się drę (nigdy nie wiem, czy mama mnie słyszy, czy nie, reakcje ma mało adekwatne - a w nerwach fakt, mówię głośno). Bo nie powinnam protestować tylko przeprosić. Tak, mamo, spóźniłam się aż 25 minut, nie ma dla mnie usprawiedliwienia, zasługuję na śmierć. 

Trzasnęłam drzwiami, dziękując za dzisiejszy obiad, wyryczałam się, konstatując, że nie ma sensu w moim życiu po spowiedziach chodzić, skoro każda spowiedź skutkuje tylko bezsensowną awanturą z mamą w dniach kolejnych. I oczywiście jestem przekonana, że absolutnie jestem do dupy i nic już ze mnie nigdy dobrego nie będzie. I tak jest za każdym, absolutnie każdym razem. 

Poszłam do miasta na kolejne zakupy i kiedy po godzinie przyniosłam je mamie, już była jak miód. A ja dalej się czuję ostatnią ku. I tak też jest za każdym razem. Ale nikogo to przecież nie obchodzi.

Myślę, że mama gdzieś bardzo głęboko, podświadomie, zwyczajnie mnie nienawidzi za to, że jestem - i czasami jej się to ulewa i tyle. I nic na to nie poradzę. Przecież nie zniknę i nie nadrobię w żaden sposób tego, że się pojawiłam. Chociaż naprawdę jest mi z tego powodu niezmiernie przykro.

Wracając do karmnika.

Na balkonie znikła przymrożona ipomea, pojawił się fotokarmnik. Frekwentują go na razie bogatki.






wtorek, 7 października 2025

po hamerykansku

 


wzięłam na tapetę amerykańskie applepaje i wyszło mi takie coś:







Już daję: :)

Przyda się jedna paczka gotowego ciasta francuskiego lub ciastko kruche, jedno duże słodkie jabłko (ja wzięłam trzy malutkie i to było za dużo), kawałek masła (prawdziwego), trochę cukru - ja wzięłam torebkę cukru ze skórką cytrynową i trochę karmelu z wanilią. Na wszelki wypadek trzeba mieć trochę mąki kartoflanej lub kisiel/ budyń, to gdyby jabłka puściły dużo soku i trzeba było to zagęścić. Moje jabłka soku nie opuściły, kisiel powędrował z powrotem na półkę.


Ciasto leży sobie spokojnie w lodówce.
Najpierw obrać jabłka i pokroić tak jak na dżem.


W garnku rozpuścić masło, u mnie z 3-4 deko (grubszy plasterek)


i wrzucić jabłka, oprószyć cukrem. Mieszać


aż jabłka się częściowo rozślimaczą (to trwa naprawdę krótko). Wyłączyć ogień, zostawić do zupełnego, ale naprawdę zupełnego wystygnięcia.


Pół dnia później:
Można zrobić jedną wielką paję, ale ja zrobiłam pajki na kółkach ciasta wycinanych szklanką.


Na każdym kółku wylądował pokaźny stosik jabłek przykryty trzema krzywymi paskami z okrawków ciasta.


Piec na pergaminie 200 stopni około pół godziny.


Ponieważ - jak nadmieniłam - zabrakło mi ciasta, a jabłka zostały, pokroiłam bułkę na kromki, posmarowałam bardzo grubo jabłkami i włożyłam na pół godziny do pieca razem z ostatnią porcją pajek.


Na zwykłej bułce też smakuje genialnie.

Myślę, że zamiast wanilii i cukru cytrynowego można dodać cukier z cynamonem. Można też domieszać żurawinę, rodzynki, skórkę pomarańczową i co tam lubimy jeść z jabłkami. O niezwykłości smaku decyduje smażenie na maśle - i to prawdziwym. I wcale nie trzeba go dużo. 

Najlepsze są pierwszego dnia po upieczeniu, góra na drugi dzień. Przechowywać bez przykrycia i na godzinę przed jedzeniem wyjąć z lodówki, żeby masło doszło do właściwego smaku. A najlepiej nie przechowywać, tylko zjeść/dać do zjedzenia od razu.

poniedziałek, 6 października 2025

no żyję, żyję

 ino ostatnio trochę gdzie indziej niż tu. Od poprzedniego wpisu mojemu Kościołowi przybył pewien diakon - a że po dłuuugich latach, tym bardziej polecam go Waszym modlitwom. Poza tym nic szczególnego się u mnie nie wydarzyło. Jesień, zmęczenie, katarek, ogólne wymięcie i takie tam.