autumnbucket list

autumnbucket list

piątek, 31 października 2025

synek przyjeżdża

 na Wszystkich Świętych i mama już dostaje wścieku. Obiad najlepiej żeby już dziś ugotować i jutro tylko odgrzać, ale zaprotestowałam. Ciasto miałam upiec i ok, ale w trakcie pieczenia mama oświadczyła, że powinnam wpaść na to, że miałam upiec jeszcze drugie :P. Bo na Wielkanoc przywieźli nam ciastka w takiej metalowej puszce i jutro mama chce im tą puszkę oddać, ale przecież jak to tak oddać pustą. Na szczęście miałam w domu jakieś błyskawiczne babeczki w proszku do domowego wypieku w 20 minut :P. 

Ponadto okazało się, że zniczy jest trochę za mało (przez ostatnie pół roku mama jęczała, że mamy tak dużo zniczy z zeszłego roku i nie wiadomo po co tyle), a torba, w której przechowujemy cmentarne zapałki i świecę do zapalania zniczy gdzieś chyba jest, lecz nie wiadomo gdzie. 

A z pracy wróciłam dziś taka zmęczona i z chęcią urwania głowy paru pustakom, które i tak mózgu nie posiadają, więc urwania głowy pewnie by nie zauważyły do momentu zmiany kolczyków. Może wtedy by zajarzyły, że chyba nie ma uszu. 

 
W takie dni jak dziś wszystkie soczyste opisy tortur z Żywotów świętych czytam ze szczególnym upodobaniem. :P Głowę urwać to mało. 

O, takie na przykład:

"Tam to przed sądem stanąwszy, kiedy się bogom pokłonić nie chciał, zawieszony, tak był hakami żelaznymi darty, iż ciało z niego jak woda spływało, a same tylko zostawały kości. Gdy się kaci zmęczyli, Świętego do ciemnicy wrzucono. Około północy, uczuli więźniowie tam będący, wstrząśnienie ziemi, i w mgnieniu oka okowy z nich spadły. I ujrzał Pana Jezusa, Który niezmierną pociechą pokrzepiwszy duszę jego, ciało też z ran wszystkich zleczył. Po upływie dni sześciu, gdy ofiar bogom pogańskim czynić nie chciał, rozciągnięty został na ziemi, i nakładziono mu na grzbiecie ognia. Wtedy okrutnik rozpalone żelazka między rany kłaść, a potem solą jątrzyć je kazał. Po czym wrzucony do więzienia, gdy na nowo wyprowadzony został męczennik, zawieszono go na drzewie, a uwiązane u nóg kamienie, wszystkie rozciągały mu stawy. Kiedy spokojnie boleść tę znosił, zdjęto go i wrzucono w piec rozpalony, gdzie skoro Znak Krzyża Świętego uczynił, wybuchnął ogień z pieca i katów popalił. Co widząc lud zgromadzony, krzyknął: Strać tego czarownika, bo miasto całe zgubi. Skazany wtedy na ścięcie, gdy po dniach kilku stanął na placu śmierci, uprosiwszy kata, by mu się jeszcze pokłonić Panu Bogu dozwolił, obrócił się na wschód, modlił się długo za miasto, w którym umierał, by się w nim Chwała Pana Chrystusowa szerzyła; za ubogich i chorych, za wdowy i sieroty; po czym szyję swą spokojnie pod miecz podał, i odniósł wieniec niewiędniejący w Chwale Świętych, gdzie sławny jest Pan Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki. Amen."

Obawiam się, że to święty Prokop (nie prorok).


Żył na przełomie 3 i 4 wieku i był żołnierzem rzymskim. Cesarz Dioklecjan kazał mu zwalczać chrześcijan w Aleksandrii, ale w drodze Prokopowi objawił się Chrystus i historia potoczyła się analogicznie do dziejów świętego Pawła, z tym, że nieco krócej i jak Prokop skończył, to już wiemy.

Tak czy inaczej, lekturę Żywotów świętych Pańskich, ze szczególnym wskazaniem na świętych męczenników, bardzo polecam sfrustrowanym nauczycielom. Przy tych kwiecistych opisach można chociaż trochę odreagować. :P

czwartek, 30 października 2025

z politowaniem

 tak patrzę na parę rzeczy, które ostatnio zrobiło paru ludzi, i mam tylko jeden komentarz: 

NAPRAWDĘ?

I rozumiem tego faryzeusza z ostatniej niedzieli. Dzięki Ci, Boże, że jednak jestem o milimetr mądrzejsza niż. A teraz Możesz ich rozgrzeszyć. :P Zanim jeden drugiego zeżre za to, że ten drugi jednak za dużo wie i może być dla tego pierwszego niebezpieczny. Ech, chłopcy. Jak dzieci, normalnie. I to takie z pewnymi deficytami. 

I daj mi, Boże, już w końcu odejść z tej szkoły, bo cierpliwość mi się kończy wyraźnie.


wtorek, 28 października 2025

bukiet

 

Powstał w drodze z pracy i wygląda tak:


Tymczasem w karmniku zlot bogatek chyba z całego województwa.


Wyganiają z karmnika wszystko, co nie jest bogatką. Czasem tylko sójce uda się wsadzić wielki dziób do klatki.


Czasem kowalik zdoła porwać jakie ziarenko, zanim go bogatki wypirzą.



A czasem coś uszczknie i modraszka.


Pojawiają się i mazurki, ale bardzo z doskoku i zwykle omijają kamerę. A hordy bogatek pożerają niepojęte ilości słonecznika i w końcu pancia się fffkurzyła i nie dosypała. I nagle się okazało, że pogardzane kule tłuszczowe też można jeść.




Myślę, że za parę dni może się okazać, że i jabłka są jadalne. :P

A tymczasem w szkole coraz częściej łapię się na tym, że już mi się nie chce. Mam dość pracowania z dzieciakami, które mają tak wywalone, że nawet im się gęby nie chce otworzyć na lekcji. I daj mi Panie tej emerytury w końcu. Niech do roboty przyjdzie ktoś młody, pełen entuzjazmu i energii. Zdezelowane stare prukwy powinny zdecydowanie iść na emeryturę, czyż nie?

poniedziałek, 27 października 2025

po drodze z pracy

 wirtualnie zbierałam grzyby, które pojawiły się na przyulicznych trawnikach w związku z ostatnimi delikatnymi deszczowymi pokropieniami. Bo u nas ciągle susza raczej.


OK, to zbieram. Coś podobnego do gołąbków. Zbierać nie radzę.


Opieńki. Zbierać można, ale trzeba obgotować i odlać wodę.



Żółciak siarkowy. Podobno jadalny, jak młody. Nie polecam.


Łuskwiak nastroszony. Jadalny, ale twardy i mało smaczny. 



Boczniak. Można zbierać, jeśli ktoś lubi.


To wszystko na trawnikach przy ulicach, którymi chodzę do pracy.

No chodzę do pracy, chociaż dalej kicham i jest mi nieustająco zimno. 

niedziela, 26 października 2025

zmiana czasu

 nawet specjalnie nie boli, jeśli się w jej trakcie grzecznie leży pod kocykiem. Nie do końca wiem, co mnie przy tej okazji ominęło, ale zdaje się, że jak mawiają neony, Pan przewidział.

W każdym razie jutro mam zamiar spróbować pójść do pracy. Wolę to, niż próbować dostać się do lekarza. Mniej ryzykowne. Od lekarza można tylko jaką zarazę przynieść do domu. Co mama już zrobiła zresztą.

Myślę o faryzeuszu i celniku dziś. Ok, faryzeusz, demonstracyjnie nabożny bufon, jakich i dziś nie brakuje. Celnik - prawdopodobnie skorumpowany pracownik ówczesnej skarbówki - nawet nie udawał, że jest uczciwym człowiekiem. Rozgrzeszony za odwagę przyznania się do winy. Faryzeusz nie, no bo z czego go rozgrzeszać, jak on już święty. Dobra, tyle wiemy, ale co dalej.

Bo rozgrzeszenie czy nawet jego brak całej sprawy nie załatwia. Bo bardzo łatwo jest być rozgrzeszonym celnikiem, który powtarzając "ach, jaki ja jestem zły i grzeszny" będzie dalej radośnie defraudował czyjeś podatki i żył z ludzkiej krzywdy - i co, i z automatu rozgrzeszenie mu się za pokorę należy, tak? A faryzeuszowi nie, bo pokorny nie jest? 

Oczywiście, że Bóg kocha faryzeusza tak samo jak grzesznika, i tak naprawdę to cholera jedna wie, który z nich zostanie finalnie zbawiony. Być może ze 100 celników i ze 100 faryzeuszy odsetek zbawionych będzie identyczny - i Bóg wcale nie Musi się tłumaczyć, dlaczego akurat ten faryzeusz lub tamten celnik. Bóg Jest Inny i kto Go tam w sumie Wie. 

I być może - być może - to nie jest wcale tak, że faryzeusz jest przeciwieństwem celnika. Bo jeden radośnie grzeszy, powtarzając: jaki ja jestem święty, a drugi tak samo radośnie grzeszy, tylko powtarzając: jaki ja jestem paskudny. Co w sumie wychodzi na jedno. 

sobota, 25 października 2025

kocykoterapia

 przyniosła skutek o tyle, że już nie leje mi się z nosa. Wyszłam tylko rano do sklepu, co przypłaciłam strasznym zmęczeniem i w sklepie mi się trochę kręciło w głowie, no ale, byleby tylko mama po chorobie za bardzo się nie wymęczyła - no ale mama nie dała się wyręczyć, dostała motorka w, obleciała kolejne dwa sklepy, z czego jeden dwukrotnie, a potem szczoteczką zamiotła wszystkie dywany w swoim domu. Zdrowieje. 

Ja, chwała Bogu, motorka nie odziedziczyłam.

No ja motorka nie odziedziczyłam, więc byłam tylko raz w jednym sklepie, po drodze zbierając liście.



Na górze dwie jakieś egzotyczne jarzębiny, bodaj brekinia i jarząb pośredni ( albo jakaś inna mieszanka). Poniżej w łuku od lewej: topola biała, brzoza, klon, berberys, dzikie wino, wiśnia ozdobna jakaś. Na dole dąb.

Liście powędrowały w książkę.




i pewnie skończą jako zakładka. 

Potem ugotowałam obiad - makaron ze szpinakiem, który mama zagryzała chlebem, bo jak to tak obiad bez chleba jeść :P - a potem skonstatowałam, że moja stara fotopułapka nie odpowiada na zaczepki przez telefon (rozładowała się?) - więc najpierw ją naładowałam przez kabel (nie z baterii słonecznej), ale nie reagowała dalej. Popykałam na oślep różnymi tam guziczkami, ale nic - dalej trup. Więc odszukałam instrukcję i dowiedziałam się, że fotopułapka posiada guzik reset. I wystarczyło go szpilką wcisnąć.

Po odzyskaniu świadomości :P pułapka wylądowała w środku w klatce, tuż nad daszkiem fotokarmnika.


Bateria leży na dachu klatki jak prawdziwa fotowoltaika - może się dzięki temu nie rozładuje tak szybko. A fotokarmnik obejmuje klatkową podłogę.





Podczas ładowania pułapki (kilka godzin) ogarnęłam lekcje na najbliższe dni, a wcześniej odkamieniłam krany, bo i w kuchni, i w łazience lało się naokoło gdzie popadnie przez zatkane kranowe sitka. I tyle. 

Apsik.

piątek, 24 października 2025

o kolacji, świecach i spalaniu się

 

Moja wczorajsza kolacja:


Uświetnił ją wyczekiwany telefon :) i dobra rozmowa. A przy okazji już mniej więcej wiecie, jaki knuję wieniec adwentowy.

Przy okazji świeczek i spalania - robaczek świętojański świeci, ale się nie spala. Krzew Mojżesza też. Przy okazji robaczki świętojańskie nie kopcą. Nic mi nie wiadomo, czy krzew Mojżesza kopcił, ale wydaje mi się to niepasująco niegodne. Ergo. Mam wrażenie, że im więcej Boga, tym mniej kopcenia. I że wcale nie trzeba się, proszę neonów, spalać (umierać), żeby zaświecić. BTW. Podobno w chwili śmierci wszyscy na moment świecimy, naukowcy to już nagrali. I że ja wolę być niekopcącym i niespalającym się robaczkiem niż olbrzymią płonącą i kopcącą pochodnią. I w tym celu właśnie wyruszam do roboty.


wieczorem

Apsik! Walczę z coraz intensywniejszym katarem (zatoki już nie bolą, zaczęło spływać, a to jeszcze mniej przyjemne niż ból). A zatem wyjęłam najnowszą piżamkę kupioną dwa dni temu wszystkiego


wzięłam niezbędne leki i zaszyłam się pod kocykiem z książką.


A to kolejne zadanie z czelendża. Zahaczyłam i jeszcze jedno, bo czytałam bajki. Ale o tym jak już je  przeczytam. :P


Przyszła dziś paczka - dziękuję - i wnioskuję, że Nadawca oczekuje pisanych ręcznie listów hm.

Pisywałam już i takim piórem, nie w szkole, bo już były takie napełniane na atramentem na gumkę zwijaną w ślimaka przy nabieraniu, jeśli ktoś to pamięta. Ale u mnie w domu przewalały się jeszcze obsadki ze stalówkami i pisywałam nimi dla zabawy czasem. Z tym, że te listy to jak przejdę na emeryturę. Na razie nie mam czasu i sił napisać normalnych, długopisowych.

Dobra, to ja wracam pod kocyk. 

czwartek, 23 października 2025

kalejdoskopy

 takie oto kupiłam malątkom, aby je jakoś zagospodarować (malątka, nie kalejdoskopy :) gdy przyjadą na święta.


Kalejdoskopy po kupieniu miały po prostu fatalną grafikę:


i tego typu przeładowane i przejaskrawione obrazki. Więc ujęłam piłę do metalu :P , odkroiłam kalejdoskopom końcówki, wywaliłam połowę tych kolorowych hm trinketów (jak to się po polsku nazywa?) które się obracają między lusterkami, nałożyłam półprzezroczyste tło z kalki technicznej, dorzuciłam trochę materiałów naturalnych, zakleiłam kropelką, maskując końcówki taśmą ozdobną



i oto są:











Bez obaw, to, co wygląda jak czarne robale / mrówki albo pestki w bananie (czy ktokolwiek z PT Czytelników jest na tyle stary, żeby pamiętać banany z pestkami?) - jest pochodzenia absolutnie roślinnego, nie zwierzęcego. 





Prawda, że moje są ładniejsze?







jeee, mogłabym tak Wam wrzucać w nieskończoność... ładniejsze niż (sprzed tuningu) to:


Nieprawdaż?

Apsik. Dalej jestem zafafluśniona i zatkana jak cacy.