i to po raz drugi dziś. Wyczytałam na stronce parafii, że jutro nie ma mszy o 7.00, bo zaczynają o 8.00, potem 10.00, 12.00, 16.00 i 18.00. Nawet mi się nie chce sprawdzać, ile z tego to potrójne koncelebry. A ja mam jutro ze trzy cmentarze do obskoczenia i do tego jestem całkowicie zależna od litości ludzi, którzy mnie podwiozą. A zatem i od ich tajmingu. Naprawdę, zabolałoby, gdyby zrobili msze jak w niedzielę? Wyrobiłabym się spokojnie na 8.00 i potem już mogłabym z nimi jeździć jak tylko se zechcą i o której im się przypomni.
Pierwszy raz dziś załamałam się w pracy - i że tak, że to logiczne, że to kolejny klocek w tej układance, w której Zabierasz mi wszystko po kolei. I nawet już mnie to ani nie dziwi, ani nie przeraża. No ale za każdym razem trochę jednak boli. I co? I g.
PS. Sprawdziłam, potrójnej koncelebry w intencjach nie ma, ale z pięciu mszy cztery są koncelebrowane. Naprawdę nie dało się tego rozdzielić? Czasem myślę, że ustalającym godziny nabożeństw zupełnie nie zależy, żeby ludzie w nich uczestniczyli. W końcu po co im jacyś ludzie. :P
Jestem strasznie zmęczona. Podobno jutro przyjedzie brat (mama twierdzi, że nie przyjedzie :P), więc dzisiejsze popołudnie spędziłam na zakupach i sprzątaniu. Mama miała w tym czasie robić ciasto, ale skończyło się na tym, że tylko je zagniotła, a ja zrobiłam resztę. I nie mam już siły czegokolwiek posprzątać u siebie. Dobra, w końcu nie zapowiadał się do mnie żaden król z wizytą, więc mogę mieć bałagan pod sufit i nikomu nic do tego. Brat do mnie nie zagląda.
PPS. Msza, na której byłam, była potrójną koncelebrą, cokolwiek mają w papierach. :P Tia wiem, papiery muszą się zgadzać, cokolwiek na to real...
1108.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz